środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 22

Marcus podszedł bliżej uśmiechając się. Wyglądał.. słodko. Mogłam bez problemu przycisnął swoje usta do jego, ale przecież mam chłopaka. Kocham Nathana, ale kocham też Marcusa.
Jeszcze nigdy nie miałam takiego dylematu. Rozumiem, że czasami nie mogę zdecydować się, jaką bluzkę założyć do szkoły, czy jakie buty dobrać, aby pasowały do moich jeansów. To zupełnie inna sprawa. Kocham swojego obecnego chłopaka i byłego. To takie chore.
- Naprawdę chcesz teraz wyjść? - spytał przybliżając się jeszcze bardziej.
Przełknęłam ślinę i mocniej ścisnęłam torbę w mojej lewej ręce.
- Muszę iść do Nathana - skłamałam, chociaż w sumie właśnie tego chciałam
- Nie musisz.
Wypuścił z rąk pistolet i łapiąc za moje policzki, pocałował mnie. Natychmiast upuściłam torbę. Nie wiedziałam co zrobić z dłońmi. Objąć go, czy odepchnąć? Z tego zdezorientowania, oddałam pocałunek. W końcu zawiesiłam ręce na jego szyi, ale nie na długo. Po kilku sekundach popchnęłam go aż upadł na kanapę.
Złapałam się za głowę. Co ja do cholery zrobiłam!? Jestem idiotką!
- Ale chcę
Podniosłam szybko torbę i już chciałam się odwrócić i wyjść, gdy Marcus wstał i złapał mnie za nadgarstek.
- Puść...
- Chcę pogadać - przerwał mi. - Char, wróć do mnie
Zatkało mnie. Czy mój były właśnie powiedział, że chce znów ze mną być? Chyba pominął fakt, że ja już byłam zajęta.
- Marcus opanuj się - pokręciłam głową, próbując "odzyskać" rękę
- Nie chcę się opanować - spojrzał mi w oczy - Chcę Ciebie z powrotem
- Nie zawsze można mieć to, czego się chce - wyszeptałam.
- Char...
Wyszarpnęłam dłoń i spoglądając na niego ostatni raz, odwróciłam się i wyszłam z jego mieszkania. Zatrzasnęłam za sobą ledwo trzymającą się w zawiasach, białą furtkę i założyłam torbę na ramię kierując się do mieszkania Sivy. To właśnie tam mieszkał Nath.
Po kilku minutach dotarłam na ulicę, do której zmierzałam.
Zapukałam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Chociaż pukanie w zupełności by wystarczyło...
- Już idę! Idę! - usłyszałam Sive.
- Nie spiesz się - szepnęłam
Po chwili drzwi się otwarły i ukazał się w nich uśmiechnięty mężczyzna.
- Cześć - wydukałam
- Charlotte, miło Cię widzieć
Zrobił mi miejsce otwierając szerzej drzwi, abym mogła wejść do środka.
- Tak, Ciebie też - uśmiechnęłam się sztucznie
Wcale nie było mi do śmiechu.
- Nathan w domu?
- Gdzie mógłby iść z bandażami na brzuchu i nodze i w dodatku o kulach? - zakpił Siva
- Racja - powiedziałam pod nosem, drapiąc się po głowie
- Nath! - krzyknął - Masz gościa
Uśmiechnął się do mnie ciepło, a Nathan pojawił się w salonie.
- Charlotte, nie spodziewałem się Ciebie tutaj - podszedł i mnie przytulił, po czym pocałował
- Jak widzisz jestem - uśmiechnęłam się niepewnie
- Co Cię tu sprowadza?
- Przyszłam w odwiedziny
- Widzieliśmy się dwie godziny temu
- No okej. Widzę, że nie jesteś zachwycony
- Co?! Skąd! Cieszę się! Przecież wiesz, że zawsze zadaję dużo pytań
- O tym bym dyskutowała - wywróciłam oczami
- Ehh.. nie marudź - zaprotestował
Po tych słowach złączył nasze usta pocałunkiem i zaproponował, abym została u niego... u Sivy na kolacji. Oczywiście się zgodziłam.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 21

Po lekcjach, moich pierwszych od miesiąca, Sykes doskakał do schodów i wyszliśmy razem ze szkoły. Spacer zajął nam trochę dłużej niż zwykle, bo Nathan szedł o kulach. Było inaczej. Nie trzymaliśmy się za ręce, nie przytulaliśmy. Nie wiem już, czy mu zależy. Po wypadku trochę się zmienił. Już mniej cieszy się na mój widok. Całą drogę miałam w głowie Give Me Love, Eda Sheerana. Ciekawe czy czy moje serce żyje własnym życiem (czyt. leni się z laptopem na facebooku) ? Nath zaprosił mnie do swojego kąta w domu Sivy. Odmówiłam. Nie wiem czemu. Po prostu chciałam iść do domu. Ciągnęło mnie, żeby rzucić się na łóżko i gadać do poduszki. Nie, jeszcze nie jestem nienormalna. Kiedy tak siedziałam na łóżku, do pokoju wpadł Oscar.
- Co jest siostra?
- Śniła mi się wiewiórka.
- Wiewiórka?
- Wiewiórka. Ukradła mi szczoteczkę do zębów.
- Chyba miała powody, żeby zmusić się do kradzieży.
- Ja miałam powody, żeby w nią rzucić.
- Rzucać w wiewiórkę szczoteczką do zębów?
- Sikała do zlewu. To nad wyraz odrażające.
- Okej. Walka rozgrywa się w łazience.
- W jeziorze? Nie, jezioro będzie później.
- Jakie jezioro? To już nie chodzi o wiewiórkę ?
- Chodzi. Weź no słuchaj, co?
- Mów dalej.
- Wiewiórka lała nam do zlewu, więc rzuciłam w nią szczoteczką do zębów.
- Ale nie moją?
Spojrzałam na niego wrogo.
- Kiedy już ją rzuciłam, a ona przestała sikać, wzięła szczoteczkę i uciekła.
- Przez okno?
- Nie. Przez drzwi. Była na tyle kulturalna. No więc goniłam ją aż nie doprowadziła mnie do jeziora. Pięknie tam było.
- Nie mogłaś iść do wyśnionego sklepu i kupić nową szczoteczkę? Kosztują 3 dolce.
- Była różowa.
- A to zmienia postać rzeczy. Natomiast nie zmienia faktu, że wiewiórki mogą mieć wściekliznę.
- To tylko sen
- Ale mimo tego do sklepu nie poszłaś
Rzuciłam w niego zamiast szczoteczką, poduszką. Zostałam sama w pokoju. Potrzebowałam tego. Mam porąbane sny i może i jestem trochę nienormalna, ale czasami potrzebuję towarzystwa samej siebie. Spojrzeć na swoje odbicie i pomyśleć, że wszystko jest w porządku. Chociaż nie, nie jest. Brak narkotyków coraz bardziej daje mi się we znaki. Już nie umiem tego tak kontrolować. Obiecałam Nathanowi, że już po nie nie sięgnę, ale nie potrafię. Tęsknię za Marcusem. Za jego pocałunkami, dotykiem, oddechem i uśmiechem. Zawsze był tak blisko mnie. Zawsze mogłam na nim polegać. Nie to, że Nath taki nie jest. Po prostu boję się, że jeśli pójdę do Marcusa, stracę ich oboje. Ale muszę się z nim zobaczyć. Jestem od niego uzależniona niemal tak bardzo, jak od tych płynów, które razem sobie wstrzykiwaliśmy do krwi.
Zabrałam torbę i wyszłam z domu kierując się do małego mieszkania mojego byłego chłopaka.
Nie upłynęło dużo czasu. Kilka minut i znana mi na pamięć droga zniknęła za mną. Przeszłam przez białą, ledwo trzymającą się w zawiasach furtkę. Co się tutaj do cholery stało?! Drzwi były całe pobrudzone, widziałam ślady po łomie i licznych kopnięciach. Podeszłam i uchyliłam je bardziej.
- Marcus? - rozglądnęłam się przełykając ślinę.
Znowu ma kłopoty, super. Przecież nie będę jego mamusią, nie uratuję go z opresji.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przypominający rzucany na ziemię łom, ale nic poza tym. Zero kroków, przyspieszonego oddechu, czy skrzypiących paneli.
- Marcus? Jesteś tu? - podjęłam znowu. - Odezwij się do cholery - dodałam szeptem.
Jeden nagły ruch i byłam przygwożdżona do czyjegoś ciała. Obejmował mnie w pasie, a usta zakrył ręką.
- To ja, spokojnie - ...Marcus.
Odetchnęłam z ulgą. Już myślałam, że zostanę postrzelona, porwana albo coś. Przecież ktoś się tutaj włamał i zdecydowanie po coś, lub po kogoś, przyszedł.
Najciszej jak tylko mogliśmy, wycofaliśmy się do niewielkiej kuchni. W ostatnim momencie spostrzegłam, że drzwi do ogrodu są otwarte. Pokazałam je Marcusowi, na co ten tylko jeszcze bardziej się zezłościł.
- Kurwa - przeklął pod nosem.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - wściekając się mówiłam szeptem i gestykulowałam.
- Char, to nie jest takie proste
Posłał mi sztuczny uśmiech i znów zajrzał za drzwi kuchni upewniając się, że jesteśmy w mieszkaniu sami, a przynajmniej nie ma nikogo w zasięgu jego wzroku.
- To próbuj! Teraz już i tak jestem w to zamieszana!
- Kochanie, siedź cicho
Pogładził mój policzek, ale natychmiastowo odsunęłam od siebie jego dłoń, czym sprawiłam, że uderzył ręką w szafkę robiąc potworny hałas. Zamknęłam oczy i przeklęłam się w duchu.
- Musimy stąd iść. Tylko dokąd? - mruczał pod nosem Marcus.
Był całkiem uroczy, kiedy wysilał się dokąd możemy uciec, żeby jakiś psychopata nas nie zabił.
- Mój pokój - zerwał się. - Kochanie - złapał moje ramiona - musisz iść do mojego pokoju. Ja odciągnę jego uwagę
Z jednej z szafek wyciągnął broń, po czym najciszej jak mógł, po prostu ją załadował. Od kiedy Marcus ma broń?! I czemu on, do cholery, mówi na mnie kochanie?!
- Idź, nie skrzywdzi Cię, zajmę go czymś
Zostawiając pocałunek na moim policzku, z bronią wyciągniętą przed siebie, wyszedł do salonu.  Miał w tym doświadczenie. W końcu był dilerem. Każdy, któremu nie spodobał się towar, chciał się zemścić, za wyrzucenie kupy pieniędzy w błoto.
Wychyliłam się zza framugi. Marcus mierzył prosto w głowę stojącego tyłem do mnie wysokiego, czarnowłosego mężczyzny. Co do cholery?! Przecież byłam pewna, że ktokolwiek tu był, znajdował się w ogrodzie! Nie słyszałam żadnych kroków, którymi mógł się zdradzić nieznajomy.
Moja szansa zanim zobaczę, jak Marcus robi coś, za co pójdzie siedzieć do więzienia. Cicho, wręcz bezszelestnie, przeszłam 10 metrów od nich, nie spuszczając z nich wzroku. Nie widziałam twarzy tego drugiego, ale na czole Marcusa mogłam dostrzec małe kropelki potu. Bał się...Tylko czego...Miał nad włamywaczem całkowitą przewagę. Trzymał broń pewnie przykładając ją z tyłu głowy nieznajomego mężczyzny.
Weszłam do jego pokoju. Ciągle wyglądał tak samo. Zielone ściany, niepościelone łóżko, zepsuty telewizor na komodzie w rogu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wszystkiego co się tu działo. Wojny na poduszki, szeptanie sobie do ucha słodkich słówek, pierwsze wyznanie Marcusa. To właśnie tutaj, siedząc na rogu tego nieposłanego łóżka, pierwszy raz powiedział, że mnie kocha, po czym mnie pocałował. A później... nasza pierwsza dawka.
Z zamyślenia wyrwał mnie strzał, na co podskoczyłam i zamknęłam gwałtownie drzwi od pokoju. Nawet ich za sobą nie zamknęłam.
- Spierdalaj stąd, gnoju! - usłyszałam donośmy głos Marcusa.
Dzięki Bogu, nie zabił go, sam nie został postrzelony.
Powoli otworzyłam drzwi i wyjrzałam. Chłopak stał w salonie, drapiąc się po karku, wpatrując się w swoje buty.
- Marcus... - zaczęłam.
- Nie - uśmiechnął się sztucznie. - Chciał tylko... coś wyjaśnić
- Kłamiesz - podeszłam do niego. - Mów prawdę
- Mówię
- Nie! Chcę tej naszej prawdy
Ahh... Nasza prawda? Moment, w którym zawsze wyznawaliśmy sobie kilka szczerych faktów, lub  wyjaśnialiśmy kłamstwa. Brakuje mi tego. Z Nathanem nigdy tak nie było. Tylko prawda. Niby idealny związek, nie opierający się na kłamstwie, ale chciałabym, żeby w końcu wydarzyło się coś co mogłoby wprowadzić między nas trochę szaleństwa lub czegokolwiek.
Marcus spojrzał mi w oczy, tak jak kiedyś. Jego mina wyrażała dużo więcej, niż chciałam wiedzieć. Mężczyzna, którego twarzy nie widziałam z pewnością przyszedł tutaj po coś więcej niż tylko wyjaśnić pewne okoliczności.
- Chciał kasy - odezwał się w końcu chłopak.
- Jak to kasy?
- Kasy! Chciał pieniędzy! Mam długi! Nie powinno Cię to dziwić!
- Nie krzycz na mnie!
- Przepraszam...
Przeczesał dłonią włosy i potrząsnął głową idealnie układając blond grzywkę. Podszedł do mnie i gwałtownie przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego silne ramiona. Właśnie tego mi brakowało. Mojego Marcusa. Mojego starego Marcusa, kiedy jeszcze nie miał tylu kłopotów na głowie.
- Ciągle o Tobie myślę - wyszeptał do mojego ucha. - i nie mogę uwierzyć, że wybrałaś tamtego lalusia
Natychmiastowo go odepchnęłam.
- Nie mów tak o Nathanie - postawiłam się.
- Bo co? - łobuzersko się uśmiechnął.
Tak, on miał zdecydowanie za mało problemów.
- Przecież, nawet jeśli pójdziesz się poskarżyć, ten maminsynek nic mi nie zrobi - zaśmiał się.
I może odrobinę za dużo zębów. Przecież mogłam go uderzyć. Byłam w stanie to zrobić.
- Ty pieprzony sukinsynu! - wykrzyczałam mu w twarz nie wierząc we własne słowa.
- Jesteś tak cholernie seksowna, kiedy na mnie krzyczysz
Chciał ująć moją twarz w dłonie, ale znów go odepchnęłam. Moja torba? Gdzie ona jest? W kuchni, no tak. Podeszłam do pomieszczenia i zabrałam swoje rzeczy, po czym podeszłam do Marcusa i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się podchodząc bliżej.

____________________________
Tak wiem,
zdecydowanie powinnam częściej
dodawać rozdziały -.-
przepraszam, no ale macie <3
mam nadzieję, że się podoba.
: )