Marcus podszedł bliżej uśmiechając się. Wyglądał.. słodko. Mogłam bez problemu przycisnął swoje usta do jego, ale przecież mam chłopaka. Kocham Nathana, ale kocham też Marcusa.
Jeszcze nigdy nie miałam takiego dylematu. Rozumiem, że czasami nie mogę zdecydować się, jaką bluzkę założyć do szkoły, czy jakie buty dobrać, aby pasowały do moich jeansów. To zupełnie inna sprawa. Kocham swojego obecnego chłopaka i byłego. To takie chore.
- Naprawdę chcesz teraz wyjść? - spytał przybliżając się jeszcze bardziej.
Przełknęłam ślinę i mocniej ścisnęłam torbę w mojej lewej ręce.
- Muszę iść do Nathana - skłamałam, chociaż w sumie właśnie tego chciałam
- Nie musisz.
Wypuścił z rąk pistolet i łapiąc za moje policzki, pocałował mnie. Natychmiast upuściłam torbę. Nie wiedziałam co zrobić z dłońmi. Objąć go, czy odepchnąć? Z tego zdezorientowania, oddałam pocałunek. W końcu zawiesiłam ręce na jego szyi, ale nie na długo. Po kilku sekundach popchnęłam go aż upadł na kanapę.
Złapałam się za głowę. Co ja do cholery zrobiłam!? Jestem idiotką!
- Ale chcę
Podniosłam szybko torbę i już chciałam się odwrócić i wyjść, gdy Marcus wstał i złapał mnie za nadgarstek.
- Puść...
- Chcę pogadać - przerwał mi. - Char, wróć do mnie
Zatkało mnie. Czy mój były właśnie powiedział, że chce znów ze mną być? Chyba pominął fakt, że ja już byłam zajęta.
- Marcus opanuj się - pokręciłam głową, próbując "odzyskać" rękę
- Nie chcę się opanować - spojrzał mi w oczy - Chcę Ciebie z powrotem
- Nie zawsze można mieć to, czego się chce - wyszeptałam.
- Char...
Wyszarpnęłam dłoń i spoglądając na niego ostatni raz, odwróciłam się i wyszłam z jego mieszkania. Zatrzasnęłam za sobą ledwo trzymającą się w zawiasach, białą furtkę i założyłam torbę na ramię kierując się do mieszkania Sivy. To właśnie tam mieszkał Nath.
Po kilku minutach dotarłam na ulicę, do której zmierzałam.
Zapukałam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Chociaż pukanie w zupełności by wystarczyło...
- Już idę! Idę! - usłyszałam Sive.
- Nie spiesz się - szepnęłam
Po chwili drzwi się otwarły i ukazał się w nich uśmiechnięty mężczyzna.
- Cześć - wydukałam
- Charlotte, miło Cię widzieć
Zrobił mi miejsce otwierając szerzej drzwi, abym mogła wejść do środka.
- Tak, Ciebie też - uśmiechnęłam się sztucznie
Wcale nie było mi do śmiechu.
- Nathan w domu?
- Gdzie mógłby iść z bandażami na brzuchu i nodze i w dodatku o kulach? - zakpił Siva
- Racja - powiedziałam pod nosem, drapiąc się po głowie
- Nath! - krzyknął - Masz gościa
Uśmiechnął się do mnie ciepło, a Nathan pojawił się w salonie.
- Charlotte, nie spodziewałem się Ciebie tutaj - podszedł i mnie przytulił, po czym pocałował
- Jak widzisz jestem - uśmiechnęłam się niepewnie
- Co Cię tu sprowadza?
- Przyszłam w odwiedziny
- Widzieliśmy się dwie godziny temu
- No okej. Widzę, że nie jesteś zachwycony
- Co?! Skąd! Cieszę się! Przecież wiesz, że zawsze zadaję dużo pytań
- O tym bym dyskutowała - wywróciłam oczami
- Ehh.. nie marudź - zaprotestował
Po tych słowach złączył nasze usta pocałunkiem i zaproponował, abym została u niego... u Sivy na kolacji. Oczywiście się zgodziłam.
Londyn, Narkotyki, The Wanted..
środa, 10 kwietnia 2013
wtorek, 2 kwietnia 2013
Rozdział 21
Po lekcjach, moich pierwszych od miesiąca, Sykes doskakał do schodów i wyszliśmy razem ze szkoły. Spacer zajął nam trochę dłużej niż zwykle, bo Nathan szedł o kulach. Było inaczej. Nie trzymaliśmy się za ręce, nie przytulaliśmy. Nie wiem już, czy mu zależy. Po wypadku trochę się zmienił. Już mniej cieszy się na mój widok. Całą drogę miałam w głowie Give Me Love, Eda Sheerana. Ciekawe czy czy moje serce żyje własnym życiem (czyt. leni się z laptopem na facebooku) ? Nath zaprosił mnie do swojego kąta w domu Sivy. Odmówiłam. Nie wiem czemu. Po prostu chciałam iść do domu. Ciągnęło mnie, żeby rzucić się na łóżko i gadać do poduszki. Nie, jeszcze nie jestem nienormalna. Kiedy tak siedziałam na łóżku, do pokoju wpadł Oscar.
- Co jest siostra?
- Śniła mi się wiewiórka.
- Wiewiórka?
- Wiewiórka. Ukradła mi szczoteczkę do zębów.
- Chyba miała powody, żeby zmusić się do kradzieży.
- Ja miałam powody, żeby w nią rzucić.
- Rzucać w wiewiórkę szczoteczką do zębów?
- Sikała do zlewu. To nad wyraz odrażające.
- Okej. Walka rozgrywa się w łazience.
- W jeziorze? Nie, jezioro będzie później.
- Jakie jezioro? To już nie chodzi o wiewiórkę ?
- Chodzi. Weź no słuchaj, co?
- Mów dalej.
- Wiewiórka lała nam do zlewu, więc rzuciłam w nią szczoteczką do zębów.
- Ale nie moją?
Spojrzałam na niego wrogo.
- Kiedy już ją rzuciłam, a ona przestała sikać, wzięła szczoteczkę i uciekła.
- Przez okno?
- Nie. Przez drzwi. Była na tyle kulturalna. No więc goniłam ją aż nie doprowadziła mnie do jeziora. Pięknie tam było.
- Nie mogłaś iść do wyśnionego sklepu i kupić nową szczoteczkę? Kosztują 3 dolce.
- Była różowa.
- A to zmienia postać rzeczy. Natomiast nie zmienia faktu, że wiewiórki mogą mieć wściekliznę.
- To tylko sen
- Ale mimo tego do sklepu nie poszłaś
Rzuciłam w niego zamiast szczoteczką, poduszką. Zostałam sama w pokoju. Potrzebowałam tego. Mam porąbane sny i może i jestem trochę nienormalna, ale czasami potrzebuję towarzystwa samej siebie. Spojrzeć na swoje odbicie i pomyśleć, że wszystko jest w porządku. Chociaż nie, nie jest. Brak narkotyków coraz bardziej daje mi się we znaki. Już nie umiem tego tak kontrolować. Obiecałam Nathanowi, że już po nie nie sięgnę, ale nie potrafię. Tęsknię za Marcusem. Za jego pocałunkami, dotykiem, oddechem i uśmiechem. Zawsze był tak blisko mnie. Zawsze mogłam na nim polegać. Nie to, że Nath taki nie jest. Po prostu boję się, że jeśli pójdę do Marcusa, stracę ich oboje. Ale muszę się z nim zobaczyć. Jestem od niego uzależniona niemal tak bardzo, jak od tych płynów, które razem sobie wstrzykiwaliśmy do krwi.
Zabrałam torbę i wyszłam z domu kierując się do małego mieszkania mojego byłego chłopaka.
Nie upłynęło dużo czasu. Kilka minut i znana mi na pamięć droga zniknęła za mną. Przeszłam przez białą, ledwo trzymającą się w zawiasach furtkę. Co się tutaj do cholery stało?! Drzwi były całe pobrudzone, widziałam ślady po łomie i licznych kopnięciach. Podeszłam i uchyliłam je bardziej.
- Marcus? - rozglądnęłam się przełykając ślinę.
Znowu ma kłopoty, super. Przecież nie będę jego mamusią, nie uratuję go z opresji.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przypominający rzucany na ziemię łom, ale nic poza tym. Zero kroków, przyspieszonego oddechu, czy skrzypiących paneli.
- Marcus? Jesteś tu? - podjęłam znowu. - Odezwij się do cholery - dodałam szeptem.
Jeden nagły ruch i byłam przygwożdżona do czyjegoś ciała. Obejmował mnie w pasie, a usta zakrył ręką.
- To ja, spokojnie - ...Marcus.
Odetchnęłam z ulgą. Już myślałam, że zostanę postrzelona, porwana albo coś. Przecież ktoś się tutaj włamał i zdecydowanie po coś, lub po kogoś, przyszedł.
Najciszej jak tylko mogliśmy, wycofaliśmy się do niewielkiej kuchni. W ostatnim momencie spostrzegłam, że drzwi do ogrodu są otwarte. Pokazałam je Marcusowi, na co ten tylko jeszcze bardziej się zezłościł.
- Kurwa - przeklął pod nosem.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - wściekając się mówiłam szeptem i gestykulowałam.
- Char, to nie jest takie proste
Posłał mi sztuczny uśmiech i znów zajrzał za drzwi kuchni upewniając się, że jesteśmy w mieszkaniu sami, a przynajmniej nie ma nikogo w zasięgu jego wzroku.
- To próbuj! Teraz już i tak jestem w to zamieszana!
- Kochanie, siedź cicho
Pogładził mój policzek, ale natychmiastowo odsunęłam od siebie jego dłoń, czym sprawiłam, że uderzył ręką w szafkę robiąc potworny hałas. Zamknęłam oczy i przeklęłam się w duchu.
- Musimy stąd iść. Tylko dokąd? - mruczał pod nosem Marcus.
Był całkiem uroczy, kiedy wysilał się dokąd możemy uciec, żeby jakiś psychopata nas nie zabił.
- Mój pokój - zerwał się. - Kochanie - złapał moje ramiona - musisz iść do mojego pokoju. Ja odciągnę jego uwagę
Z jednej z szafek wyciągnął broń, po czym najciszej jak mógł, po prostu ją załadował. Od kiedy Marcus ma broń?! I czemu on, do cholery, mówi na mnie kochanie?!
- Idź, nie skrzywdzi Cię, zajmę go czymś
Zostawiając pocałunek na moim policzku, z bronią wyciągniętą przed siebie, wyszedł do salonu. Miał w tym doświadczenie. W końcu był dilerem. Każdy, któremu nie spodobał się towar, chciał się zemścić, za wyrzucenie kupy pieniędzy w błoto.
Wychyliłam się zza framugi. Marcus mierzył prosto w głowę stojącego tyłem do mnie wysokiego, czarnowłosego mężczyzny. Co do cholery?! Przecież byłam pewna, że ktokolwiek tu był, znajdował się w ogrodzie! Nie słyszałam żadnych kroków, którymi mógł się zdradzić nieznajomy.
Moja szansa zanim zobaczę, jak Marcus robi coś, za co pójdzie siedzieć do więzienia. Cicho, wręcz bezszelestnie, przeszłam 10 metrów od nich, nie spuszczając z nich wzroku. Nie widziałam twarzy tego drugiego, ale na czole Marcusa mogłam dostrzec małe kropelki potu. Bał się...Tylko czego...Miał nad włamywaczem całkowitą przewagę. Trzymał broń pewnie przykładając ją z tyłu głowy nieznajomego mężczyzny.
Weszłam do jego pokoju. Ciągle wyglądał tak samo. Zielone ściany, niepościelone łóżko, zepsuty telewizor na komodzie w rogu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wszystkiego co się tu działo. Wojny na poduszki, szeptanie sobie do ucha słodkich słówek, pierwsze wyznanie Marcusa. To właśnie tutaj, siedząc na rogu tego nieposłanego łóżka, pierwszy raz powiedział, że mnie kocha, po czym mnie pocałował. A później... nasza pierwsza dawka.
Z zamyślenia wyrwał mnie strzał, na co podskoczyłam i zamknęłam gwałtownie drzwi od pokoju. Nawet ich za sobą nie zamknęłam.
- Spierdalaj stąd, gnoju! - usłyszałam donośmy głos Marcusa.
Dzięki Bogu, nie zabił go, sam nie został postrzelony.
Powoli otworzyłam drzwi i wyjrzałam. Chłopak stał w salonie, drapiąc się po karku, wpatrując się w swoje buty.
- Marcus... - zaczęłam.
- Nie - uśmiechnął się sztucznie. - Chciał tylko... coś wyjaśnić
- Kłamiesz - podeszłam do niego. - Mów prawdę
- Mówię
- Nie! Chcę tej naszej prawdy
Ahh... Nasza prawda? Moment, w którym zawsze wyznawaliśmy sobie kilka szczerych faktów, lub wyjaśnialiśmy kłamstwa. Brakuje mi tego. Z Nathanem nigdy tak nie było. Tylko prawda. Niby idealny związek, nie opierający się na kłamstwie, ale chciałabym, żeby w końcu wydarzyło się coś co mogłoby wprowadzić między nas trochę szaleństwa lub czegokolwiek.
Marcus spojrzał mi w oczy, tak jak kiedyś. Jego mina wyrażała dużo więcej, niż chciałam wiedzieć. Mężczyzna, którego twarzy nie widziałam z pewnością przyszedł tutaj po coś więcej niż tylko wyjaśnić pewne okoliczności.
- Chciał kasy - odezwał się w końcu chłopak.
- Jak to kasy?
- Kasy! Chciał pieniędzy! Mam długi! Nie powinno Cię to dziwić!
- Nie krzycz na mnie!
- Przepraszam...
Przeczesał dłonią włosy i potrząsnął głową idealnie układając blond grzywkę. Podszedł do mnie i gwałtownie przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego silne ramiona. Właśnie tego mi brakowało. Mojego Marcusa. Mojego starego Marcusa, kiedy jeszcze nie miał tylu kłopotów na głowie.
- Ciągle o Tobie myślę - wyszeptał do mojego ucha. - i nie mogę uwierzyć, że wybrałaś tamtego lalusia
Natychmiastowo go odepchnęłam.
- Nie mów tak o Nathanie - postawiłam się.
- Bo co? - łobuzersko się uśmiechnął.
Tak, on miał zdecydowanie za mało problemów.
- Przecież, nawet jeśli pójdziesz się poskarżyć, ten maminsynek nic mi nie zrobi - zaśmiał się.
I może odrobinę za dużo zębów. Przecież mogłam go uderzyć. Byłam w stanie to zrobić.
- Ty pieprzony sukinsynu! - wykrzyczałam mu w twarz nie wierząc we własne słowa.
- Jesteś tak cholernie seksowna, kiedy na mnie krzyczysz
Chciał ująć moją twarz w dłonie, ale znów go odepchnęłam. Moja torba? Gdzie ona jest? W kuchni, no tak. Podeszłam do pomieszczenia i zabrałam swoje rzeczy, po czym podeszłam do Marcusa i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się podchodząc bliżej.
____________________________
Tak wiem,
zdecydowanie powinnam częściej
dodawać rozdziały -.-
przepraszam, no ale macie <3
mam nadzieję, że się podoba.
: )
- Co jest siostra?
- Śniła mi się wiewiórka.
- Wiewiórka?
- Wiewiórka. Ukradła mi szczoteczkę do zębów.
- Chyba miała powody, żeby zmusić się do kradzieży.
- Ja miałam powody, żeby w nią rzucić.
- Rzucać w wiewiórkę szczoteczką do zębów?
- Sikała do zlewu. To nad wyraz odrażające.
- Okej. Walka rozgrywa się w łazience.
- W jeziorze? Nie, jezioro będzie później.
- Jakie jezioro? To już nie chodzi o wiewiórkę ?
- Chodzi. Weź no słuchaj, co?
- Mów dalej.
- Wiewiórka lała nam do zlewu, więc rzuciłam w nią szczoteczką do zębów.
- Ale nie moją?
Spojrzałam na niego wrogo.
- Kiedy już ją rzuciłam, a ona przestała sikać, wzięła szczoteczkę i uciekła.
- Przez okno?
- Nie. Przez drzwi. Była na tyle kulturalna. No więc goniłam ją aż nie doprowadziła mnie do jeziora. Pięknie tam było.
- Nie mogłaś iść do wyśnionego sklepu i kupić nową szczoteczkę? Kosztują 3 dolce.
- Była różowa.
- A to zmienia postać rzeczy. Natomiast nie zmienia faktu, że wiewiórki mogą mieć wściekliznę.
- To tylko sen
- Ale mimo tego do sklepu nie poszłaś
Rzuciłam w niego zamiast szczoteczką, poduszką. Zostałam sama w pokoju. Potrzebowałam tego. Mam porąbane sny i może i jestem trochę nienormalna, ale czasami potrzebuję towarzystwa samej siebie. Spojrzeć na swoje odbicie i pomyśleć, że wszystko jest w porządku. Chociaż nie, nie jest. Brak narkotyków coraz bardziej daje mi się we znaki. Już nie umiem tego tak kontrolować. Obiecałam Nathanowi, że już po nie nie sięgnę, ale nie potrafię. Tęsknię za Marcusem. Za jego pocałunkami, dotykiem, oddechem i uśmiechem. Zawsze był tak blisko mnie. Zawsze mogłam na nim polegać. Nie to, że Nath taki nie jest. Po prostu boję się, że jeśli pójdę do Marcusa, stracę ich oboje. Ale muszę się z nim zobaczyć. Jestem od niego uzależniona niemal tak bardzo, jak od tych płynów, które razem sobie wstrzykiwaliśmy do krwi.
Zabrałam torbę i wyszłam z domu kierując się do małego mieszkania mojego byłego chłopaka.
Nie upłynęło dużo czasu. Kilka minut i znana mi na pamięć droga zniknęła za mną. Przeszłam przez białą, ledwo trzymającą się w zawiasach furtkę. Co się tutaj do cholery stało?! Drzwi były całe pobrudzone, widziałam ślady po łomie i licznych kopnięciach. Podeszłam i uchyliłam je bardziej.
- Marcus? - rozglądnęłam się przełykając ślinę.
Znowu ma kłopoty, super. Przecież nie będę jego mamusią, nie uratuję go z opresji.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przypominający rzucany na ziemię łom, ale nic poza tym. Zero kroków, przyspieszonego oddechu, czy skrzypiących paneli.
- Marcus? Jesteś tu? - podjęłam znowu. - Odezwij się do cholery - dodałam szeptem.
Jeden nagły ruch i byłam przygwożdżona do czyjegoś ciała. Obejmował mnie w pasie, a usta zakrył ręką.
- To ja, spokojnie - ...Marcus.
Odetchnęłam z ulgą. Już myślałam, że zostanę postrzelona, porwana albo coś. Przecież ktoś się tutaj włamał i zdecydowanie po coś, lub po kogoś, przyszedł.
Najciszej jak tylko mogliśmy, wycofaliśmy się do niewielkiej kuchni. W ostatnim momencie spostrzegłam, że drzwi do ogrodu są otwarte. Pokazałam je Marcusowi, na co ten tylko jeszcze bardziej się zezłościł.
- Kurwa - przeklął pod nosem.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - wściekając się mówiłam szeptem i gestykulowałam.
- Char, to nie jest takie proste
Posłał mi sztuczny uśmiech i znów zajrzał za drzwi kuchni upewniając się, że jesteśmy w mieszkaniu sami, a przynajmniej nie ma nikogo w zasięgu jego wzroku.
- To próbuj! Teraz już i tak jestem w to zamieszana!
- Kochanie, siedź cicho
Pogładził mój policzek, ale natychmiastowo odsunęłam od siebie jego dłoń, czym sprawiłam, że uderzył ręką w szafkę robiąc potworny hałas. Zamknęłam oczy i przeklęłam się w duchu.
- Musimy stąd iść. Tylko dokąd? - mruczał pod nosem Marcus.
Był całkiem uroczy, kiedy wysilał się dokąd możemy uciec, żeby jakiś psychopata nas nie zabił.
- Mój pokój - zerwał się. - Kochanie - złapał moje ramiona - musisz iść do mojego pokoju. Ja odciągnę jego uwagę
Z jednej z szafek wyciągnął broń, po czym najciszej jak mógł, po prostu ją załadował. Od kiedy Marcus ma broń?! I czemu on, do cholery, mówi na mnie kochanie?!
- Idź, nie skrzywdzi Cię, zajmę go czymś
Zostawiając pocałunek na moim policzku, z bronią wyciągniętą przed siebie, wyszedł do salonu. Miał w tym doświadczenie. W końcu był dilerem. Każdy, któremu nie spodobał się towar, chciał się zemścić, za wyrzucenie kupy pieniędzy w błoto.
Wychyliłam się zza framugi. Marcus mierzył prosto w głowę stojącego tyłem do mnie wysokiego, czarnowłosego mężczyzny. Co do cholery?! Przecież byłam pewna, że ktokolwiek tu był, znajdował się w ogrodzie! Nie słyszałam żadnych kroków, którymi mógł się zdradzić nieznajomy.
Moja szansa zanim zobaczę, jak Marcus robi coś, za co pójdzie siedzieć do więzienia. Cicho, wręcz bezszelestnie, przeszłam 10 metrów od nich, nie spuszczając z nich wzroku. Nie widziałam twarzy tego drugiego, ale na czole Marcusa mogłam dostrzec małe kropelki potu. Bał się...Tylko czego...Miał nad włamywaczem całkowitą przewagę. Trzymał broń pewnie przykładając ją z tyłu głowy nieznajomego mężczyzny.
Weszłam do jego pokoju. Ciągle wyglądał tak samo. Zielone ściany, niepościelone łóżko, zepsuty telewizor na komodzie w rogu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wszystkiego co się tu działo. Wojny na poduszki, szeptanie sobie do ucha słodkich słówek, pierwsze wyznanie Marcusa. To właśnie tutaj, siedząc na rogu tego nieposłanego łóżka, pierwszy raz powiedział, że mnie kocha, po czym mnie pocałował. A później... nasza pierwsza dawka.
Z zamyślenia wyrwał mnie strzał, na co podskoczyłam i zamknęłam gwałtownie drzwi od pokoju. Nawet ich za sobą nie zamknęłam.
- Spierdalaj stąd, gnoju! - usłyszałam donośmy głos Marcusa.
Dzięki Bogu, nie zabił go, sam nie został postrzelony.
Powoli otworzyłam drzwi i wyjrzałam. Chłopak stał w salonie, drapiąc się po karku, wpatrując się w swoje buty.
- Marcus... - zaczęłam.
- Nie - uśmiechnął się sztucznie. - Chciał tylko... coś wyjaśnić
- Kłamiesz - podeszłam do niego. - Mów prawdę
- Mówię
- Nie! Chcę tej naszej prawdy
Ahh... Nasza prawda? Moment, w którym zawsze wyznawaliśmy sobie kilka szczerych faktów, lub wyjaśnialiśmy kłamstwa. Brakuje mi tego. Z Nathanem nigdy tak nie było. Tylko prawda. Niby idealny związek, nie opierający się na kłamstwie, ale chciałabym, żeby w końcu wydarzyło się coś co mogłoby wprowadzić między nas trochę szaleństwa lub czegokolwiek.
Marcus spojrzał mi w oczy, tak jak kiedyś. Jego mina wyrażała dużo więcej, niż chciałam wiedzieć. Mężczyzna, którego twarzy nie widziałam z pewnością przyszedł tutaj po coś więcej niż tylko wyjaśnić pewne okoliczności.
- Chciał kasy - odezwał się w końcu chłopak.
- Jak to kasy?
- Kasy! Chciał pieniędzy! Mam długi! Nie powinno Cię to dziwić!
- Nie krzycz na mnie!
- Przepraszam...
Przeczesał dłonią włosy i potrząsnął głową idealnie układając blond grzywkę. Podszedł do mnie i gwałtownie przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego silne ramiona. Właśnie tego mi brakowało. Mojego Marcusa. Mojego starego Marcusa, kiedy jeszcze nie miał tylu kłopotów na głowie.
- Ciągle o Tobie myślę - wyszeptał do mojego ucha. - i nie mogę uwierzyć, że wybrałaś tamtego lalusia
Natychmiastowo go odepchnęłam.
- Nie mów tak o Nathanie - postawiłam się.
- Bo co? - łobuzersko się uśmiechnął.
Tak, on miał zdecydowanie za mało problemów.
- Przecież, nawet jeśli pójdziesz się poskarżyć, ten maminsynek nic mi nie zrobi - zaśmiał się.
I może odrobinę za dużo zębów. Przecież mogłam go uderzyć. Byłam w stanie to zrobić.
- Ty pieprzony sukinsynu! - wykrzyczałam mu w twarz nie wierząc we własne słowa.
- Jesteś tak cholernie seksowna, kiedy na mnie krzyczysz
Chciał ująć moją twarz w dłonie, ale znów go odepchnęłam. Moja torba? Gdzie ona jest? W kuchni, no tak. Podeszłam do pomieszczenia i zabrałam swoje rzeczy, po czym podeszłam do Marcusa i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się podchodząc bliżej.
____________________________
Tak wiem,
zdecydowanie powinnam częściej
dodawać rozdziały -.-
przepraszam, no ale macie <3
mam nadzieję, że się podoba.
: )
niedziela, 13 stycznia 2013
Rozdział 20
Witaj poniedziałku ! Witaj szkoło ! Witaj spotkanie z dyrektorką.... Wiedziałam, że mnie to nie ominie. Wstałam z łóżka i wyjęłam z szafy ciuchy. Szare spodnie, biała koszulka i trampki. Spakowałam zeszyty w czarną torbę, ubrałam płaszczyk i wyszłam z domu.
W szkole spotkałam się z fałszywymi uśmiechami i wypowiedziami typu `jak się cieszę, że wróciłaś!`. Po pierwszej lekcji oczywiście zostałam wezwana do dyrektorki. Droga jak na wyrok. W jej gabinecie usiadłam wygodnie na krześle i przywitałam się.
- Dzień dobry, Charlotte. - powiedziała
- Zależy dla kogo.
- Widzę, że humor Cię przez ten miesiąc nie opuścił ?
- Pewnie, że nie. - ironiczny uśmiech
- Może wytłumaczysz mi gdzie byłaś ?
- W szpitalu.
- Ojej ! To coś poważnego ?
- Tak. Mojego chłopaka ktoś potrącił. Chciałam przy nim być.
- Ale nie możesz robić sobie takich wakacji od szkoły !
- Odpisałam wszystkie zeszyty. Mogę pani pokazać.
Wyciągnęłam zeszyty z torby, a dyrektorka je przejrzała.
- Rzeczywiście, wszystko przepisane.
- Mówiłam.
- Pytanie, czy znasz egzaminy z tą miesięczną przerwą.
- Jakoś dam sobie radę.
- Wiesz, że został Ci jeszcze rok nauki. Jesteś dobrą uczennicą. Masz wysokie oceny. Nie chcę, aby te egzaminy wpłynęły na Twoją średnią.
- Postaram się zdać. Przecież Gabrielle chodziła cały czas do szkoły. Pomoże mi.
- Dobrze. Niech Ci będzie. - westchnęła - Idź na lekcje. Tylko nie opuszczaj już szkoły !
- Do widzenia !
Wyszłam zabierając torbę. Idąc na kolejną lekcję szperałam w telefonie.
- Char ! - usłyszałam
Podniosłam wzrok. Zobaczyłam przyjaciółkę. Przytuliłam ją.
- Wow, jestem w szoku, że widzę Cię w szkole.
- A jednak. - zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do klasy
Biologia. Najgorsza lekcja na świecie.
- Do odpowiedzi poproszę...
Nauczycielka przejrzała dziennik. Na mnie paść nie mogło. Nie było mnie przez miesiąc.
- Panna Davies. - powiedziała
- Co ? - spytałam z niedowierzaniem
- Do odpowiedzi.
- Cholera. - wyszeptałam i podeszłam do jej biurka - Nie było mnie przez miesiąc.
- A masz jakieś zaległości ?
No co Ty nie powiesz ?!
- Odpisałam tylko zeszyty. Nie miałam czasu na naukę.
- No właśnie. Odpisałaś zeszyty.
- Siedziałam z nimi do późnej nocy.
- I ?
- Nienawidzę szkoły. - wycedziłam przez zęby, po chichu, żeby nikt nie słyszał
- Czekam na odpowiedź.
- A ja na jedynkę.
Po klasie przeszły zaskoczone spojrzenia. Uśmiechnęłam się widząc, że nauczycielkę zatkało. Wpisała ocenę do dziennika i oddała mój zeszyt.
- Dzięki. - powiedziałam i wróciłam na miejsce
- Odbiło Ci ? - wyszeptała Gabbi
- Nie.
- Więc co Ty robisz ?
- Podporządkowuję sobie nauczycieli.
- Co ?
- Żartuję. Nie panikuj. To tylko szkoła.
Wtedy otworzyły się drzwi do klasy. Ujrzałam Nathana z kulami w rękach. Podbiegłam do niego i przytuliłam.
- Charlotte, pamiętasz co mówiłem wczoraj ? - spytał
- A no tak. - zwolniłam uścisk - Jesteś po wypadku.
- A więc oto przyczyna nieprzygotowania i nieobecności panny Davies. - nauczycielka wstała i podeszła do nas - Wypluj gumę, kochaniutka.
Przewróciłam oczami i podeszłam do kosza. Kiedy wyrzuciłam gumę, znów podeszłam do Natha. Tym razem nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam chłopaka na oczach wszystkich. Tym razem zamiast zdumionych spojrzeń po klasie przeszły szmery. Niektóre dziewczyny wydawały się wściekłe. Macie problem, ten przystojniak jest mój.
- Cieszę się, że jesteś. - powiedziałam
- A ja nie. Wolałbym siedzieć w domu.
Zaśmialiśmy się i usiedliśmy na swoich miejscach.
___________________________________________
Rozdział króciutki. ^^
Mam nadzieję, że się podoba.
Może teraz (bo mam ferie) napiszę dłuższe i częściej ; )
<3
- Dzień dobry, Charlotte. - powiedziała
- Zależy dla kogo.
- Widzę, że humor Cię przez ten miesiąc nie opuścił ?
- Pewnie, że nie. - ironiczny uśmiech
- Może wytłumaczysz mi gdzie byłaś ?
- W szpitalu.
- Ojej ! To coś poważnego ?
- Tak. Mojego chłopaka ktoś potrącił. Chciałam przy nim być.
- Ale nie możesz robić sobie takich wakacji od szkoły !
- Odpisałam wszystkie zeszyty. Mogę pani pokazać.
Wyciągnęłam zeszyty z torby, a dyrektorka je przejrzała.
- Rzeczywiście, wszystko przepisane.
- Mówiłam.
- Pytanie, czy znasz egzaminy z tą miesięczną przerwą.
- Jakoś dam sobie radę.
- Wiesz, że został Ci jeszcze rok nauki. Jesteś dobrą uczennicą. Masz wysokie oceny. Nie chcę, aby te egzaminy wpłynęły na Twoją średnią.
- Postaram się zdać. Przecież Gabrielle chodziła cały czas do szkoły. Pomoże mi.
- Dobrze. Niech Ci będzie. - westchnęła - Idź na lekcje. Tylko nie opuszczaj już szkoły !
- Do widzenia !
Wyszłam zabierając torbę. Idąc na kolejną lekcję szperałam w telefonie.
- Char ! - usłyszałam
Podniosłam wzrok. Zobaczyłam przyjaciółkę. Przytuliłam ją.
- Wow, jestem w szoku, że widzę Cię w szkole.
- A jednak. - zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do klasy
Biologia. Najgorsza lekcja na świecie.
- Do odpowiedzi poproszę...
Nauczycielka przejrzała dziennik. Na mnie paść nie mogło. Nie było mnie przez miesiąc.
- Panna Davies. - powiedziała
- Co ? - spytałam z niedowierzaniem
- Do odpowiedzi.
- Cholera. - wyszeptałam i podeszłam do jej biurka - Nie było mnie przez miesiąc.
- A masz jakieś zaległości ?
No co Ty nie powiesz ?!
- Odpisałam tylko zeszyty. Nie miałam czasu na naukę.
- No właśnie. Odpisałaś zeszyty.
- Siedziałam z nimi do późnej nocy.
- I ?
- Nienawidzę szkoły. - wycedziłam przez zęby, po chichu, żeby nikt nie słyszał
- Czekam na odpowiedź.
- A ja na jedynkę.
Po klasie przeszły zaskoczone spojrzenia. Uśmiechnęłam się widząc, że nauczycielkę zatkało. Wpisała ocenę do dziennika i oddała mój zeszyt.
- Dzięki. - powiedziałam i wróciłam na miejsce
- Odbiło Ci ? - wyszeptała Gabbi
- Nie.
- Więc co Ty robisz ?
- Podporządkowuję sobie nauczycieli.
- Co ?
- Żartuję. Nie panikuj. To tylko szkoła.
Wtedy otworzyły się drzwi do klasy. Ujrzałam Nathana z kulami w rękach. Podbiegłam do niego i przytuliłam.
- Charlotte, pamiętasz co mówiłem wczoraj ? - spytał
- A no tak. - zwolniłam uścisk - Jesteś po wypadku.
- A więc oto przyczyna nieprzygotowania i nieobecności panny Davies. - nauczycielka wstała i podeszła do nas - Wypluj gumę, kochaniutka.
Przewróciłam oczami i podeszłam do kosza. Kiedy wyrzuciłam gumę, znów podeszłam do Natha. Tym razem nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam chłopaka na oczach wszystkich. Tym razem zamiast zdumionych spojrzeń po klasie przeszły szmery. Niektóre dziewczyny wydawały się wściekłe. Macie problem, ten przystojniak jest mój.
- Cieszę się, że jesteś. - powiedziałam
- A ja nie. Wolałbym siedzieć w domu.
Zaśmialiśmy się i usiedliśmy na swoich miejscach.
___________________________________________
Rozdział króciutki. ^^
Mam nadzieję, że się podoba.
Może teraz (bo mam ferie) napiszę dłuższe i częściej ; )
<3
piątek, 21 grudnia 2012
Rozdział 19
W 2 minuty, nie więcej, byłam pod drzwiami Gabrielle. Były uchylone, a z góry było słychać jakieś krzyki. Weszłam do jej domu i powoli zaczęłam się rozglądać. Przedpokój, salon, schody, drugie piętro, drzwi na strych. Ciarki przebiegły po całym moim ciele. No fakt faktem, że strychów to ja nie znoszę ! Weszłam cicho po schodach i spojrzałam przez szparę w drzwiach. Marcus... i Gabbi... rozmawiają... a właściwie krzyczą na siebie. Odwyk, Charlotte, Nathan, dom, rodzice, policja, narkotyki. Tyle co z tego zrozumiałam. Nagle popchnęłam drzwi i spojrzałam na nich z pogardliwą miną. Oni natomiast byli przerażeni.
- Charlotte ? - odezwał się Marcus
- O czym rozmawiacie ? - spytałam - Właściwie czemu rozmawiacie ?! Nienawidzicie się ! Zapomnieliście już o tym ?! Wy nie umiecie rozmawiać ! Wy sobie zwykle do gardeł skaczecie, a teraz ?!
- Char, spokojnie. - podeszła do mnie Gabbi - Marcus przyszedł po radę. Musi z Tobą porozmawiać...
-... a za bardzo nie wie jak. - dokończył drapiąc się po głowie
- Więc ? Zamieniam się w słuch.
- Nie tutaj, nie teraz.
- Gdzie i kiedy ?
- Zobaczysz.
Pocałował mnie w policzek lekko zdezorientowany i poszedł w cholerę. Obiecuję, że przy następnej okazji łeb mu urwę, ukręcę albo piłą łańcuchową utnę ! Zdenerwowana usiadłam na krześle, które wcześniej było zajmowane przez Marcusa.
- Coś Ty taka wkurzona ? - spytała przyjaciółka
- Co ja taka wkurzona ? - powtórzyłam ironicznie uśmiechając się - Pomijając fakt, że Marcus, nadążasz ? Marcus był tutaj. Tak, właśnie tutaj. W Twoim, T.W.O.I.M. domu. - przeliterowałam wyraz `Twoim` bardzo powoli - Wy siedzicie sobie na strychu. Rozmawiacie. Tak jak my teraz, siedząc naprzeciw siebie w odległości jeden, dwa i pół metra.
Nie wiem czemu, ale to jakoś rozbawiło Gabrielle. Nie powiedziałam nic, co mogłoby być uznane jako żart.
- Bardzo zabawne.
- Przepraszam. - ledwo z siebie wydusiła leżąc na podłodze - Nie mogę się powstrzymać.
- Nie zakrztuś się. - zaczęła kaszleć - Sorry, wygadałam. To pożyczysz mi te zeszyty ? W końcu nie chodziłam do szkoły ledwo ponad miesiąc zawalając noce i dnie w szpitalu przy ukochanym. Oby się Tobie też tak poszczęściło z Oscarem.
Wstałam i poszłam do jej pokoju. Wzięłam potrzebne zeszyty i zajrzałam jeszcze na strych.
- Gabbi, jeśli było coś zadane, to przepraszam. I jutro nie idź lepiej do szkoły.
- Czemu ? - spytała wstając z ziemi i w dodatku podpierając się krzesła
- Weź to na logikę. Nie przepiszę zaległości z miesiąca w jeden... w pół dnia. To.. cześć !
I wyszłam z jej domu. U siebie usilnie próbowałam wszystko przepisać, ale tak mnie moje słuchawki i laptop podkusiły, że się na nie rzuciłam. Po chwili już siedziałam z zacieszem i słuchawkami na głowie na moim łóżku. W dodatku kołysałam się w rytm muzyki. Tak sobie teraz myślicie, że mnie porąbało, nie ? ^^ Wiem. Ale no błagam, jak to wyglądało. -.-
Z pięć minut minęło i mi się głupio zrobiło, bo miałam przepisywać zeszyty, a nie słuchać muzyki. To dezorientuje. Naprawdę. No więc wzięłam długopis w rękę i usiadłam znów przy biurku. Zastał mnie tak Oscar.
- Hej siostra. - powiedział
- Wal się.
- Tego jeszcze nie przerabialiśmy. Bardzo miłe powitanie.
- Wyjdź.
- Byłaś u Gabrielle, słyszałem. Co u niej ? - położył się na moim łóżku
- Nie wkurzaj mnie.
- Aż tak źle ?
- Zaraz wyrzucę Cię za okno.
- Dobra, dobra. Chcę tylko wiedzieć co u mojej dziewczyny.
- Marcus z nią kręci. Idź mu przywal. Tylko .. mamy może piłę łańcuchową w piwnicy ?
- Ty się lepiej, siostra, piły łańcuchowej nie tykaj !
Dostał z poduszki. Z jaśka. Mojego ulubionego. Z twarzą głównego bohatera "Prison Break". Przystojniak. No ale spójrzmy prawdzie w oczy - mam Nathana. On jest śliczniutki. Słodki. Uroczy. Kochany. Troskliwy. Uczciwy. Tolerancyjny. Zabawny. Miły. Ładny. Stylowy. Odpowiedzialny. I zdecydowanie przystojniejszy od tego aktora. Choćby się ładniejszy znalazł, rzuciłabym się na Nathana. Tak jak na laptopa kilka minut wcześniej.... nie wnikajmy w szczegóły.
Skończyłam przepisywanie wszystkich notatek o pierwszej w nocy. I weź tu teraz idź wypoczętym do szkoły w poniedziałek w dodatku. -.-
________________________________________
A no krótszy trochę, ale dawno nie było, więc no.
Zapraszam :
http://zwierzenianastolatkiiii.blogspot.com/2012/12/rozdzia-4.html
Liczymy z moją BFF na Wasze komentarze.
Jej na tym bardzo zależy.
Tak, kochanie, będę robiła reklamy Twojego bloga, też Cię kocham Misiaku ; *
<3
- Charlotte ? - odezwał się Marcus
- O czym rozmawiacie ? - spytałam - Właściwie czemu rozmawiacie ?! Nienawidzicie się ! Zapomnieliście już o tym ?! Wy nie umiecie rozmawiać ! Wy sobie zwykle do gardeł skaczecie, a teraz ?!
- Char, spokojnie. - podeszła do mnie Gabbi - Marcus przyszedł po radę. Musi z Tobą porozmawiać...
-... a za bardzo nie wie jak. - dokończył drapiąc się po głowie
- Więc ? Zamieniam się w słuch.
- Nie tutaj, nie teraz.
- Gdzie i kiedy ?
- Zobaczysz.
Pocałował mnie w policzek lekko zdezorientowany i poszedł w cholerę. Obiecuję, że przy następnej okazji łeb mu urwę, ukręcę albo piłą łańcuchową utnę ! Zdenerwowana usiadłam na krześle, które wcześniej było zajmowane przez Marcusa.
- Coś Ty taka wkurzona ? - spytała przyjaciółka
- Co ja taka wkurzona ? - powtórzyłam ironicznie uśmiechając się - Pomijając fakt, że Marcus, nadążasz ? Marcus był tutaj. Tak, właśnie tutaj. W Twoim, T.W.O.I.M. domu. - przeliterowałam wyraz `Twoim` bardzo powoli - Wy siedzicie sobie na strychu. Rozmawiacie. Tak jak my teraz, siedząc naprzeciw siebie w odległości jeden, dwa i pół metra.
Nie wiem czemu, ale to jakoś rozbawiło Gabrielle. Nie powiedziałam nic, co mogłoby być uznane jako żart.
- Bardzo zabawne.
- Przepraszam. - ledwo z siebie wydusiła leżąc na podłodze - Nie mogę się powstrzymać.
- Nie zakrztuś się. - zaczęła kaszleć - Sorry, wygadałam. To pożyczysz mi te zeszyty ? W końcu nie chodziłam do szkoły ledwo ponad miesiąc zawalając noce i dnie w szpitalu przy ukochanym. Oby się Tobie też tak poszczęściło z Oscarem.
Wstałam i poszłam do jej pokoju. Wzięłam potrzebne zeszyty i zajrzałam jeszcze na strych.
- Gabbi, jeśli było coś zadane, to przepraszam. I jutro nie idź lepiej do szkoły.
- Czemu ? - spytała wstając z ziemi i w dodatku podpierając się krzesła
- Weź to na logikę. Nie przepiszę zaległości z miesiąca w jeden... w pół dnia. To.. cześć !
I wyszłam z jej domu. U siebie usilnie próbowałam wszystko przepisać, ale tak mnie moje słuchawki i laptop podkusiły, że się na nie rzuciłam. Po chwili już siedziałam z zacieszem i słuchawkami na głowie na moim łóżku. W dodatku kołysałam się w rytm muzyki. Tak sobie teraz myślicie, że mnie porąbało, nie ? ^^ Wiem. Ale no błagam, jak to wyglądało. -.-
Z pięć minut minęło i mi się głupio zrobiło, bo miałam przepisywać zeszyty, a nie słuchać muzyki. To dezorientuje. Naprawdę. No więc wzięłam długopis w rękę i usiadłam znów przy biurku. Zastał mnie tak Oscar.
- Hej siostra. - powiedział
- Wal się.
- Tego jeszcze nie przerabialiśmy. Bardzo miłe powitanie.
- Wyjdź.
- Byłaś u Gabrielle, słyszałem. Co u niej ? - położył się na moim łóżku
- Nie wkurzaj mnie.
- Aż tak źle ?
- Zaraz wyrzucę Cię za okno.
- Dobra, dobra. Chcę tylko wiedzieć co u mojej dziewczyny.
- Marcus z nią kręci. Idź mu przywal. Tylko .. mamy może piłę łańcuchową w piwnicy ?
- Ty się lepiej, siostra, piły łańcuchowej nie tykaj !
Dostał z poduszki. Z jaśka. Mojego ulubionego. Z twarzą głównego bohatera "Prison Break". Przystojniak. No ale spójrzmy prawdzie w oczy - mam Nathana. On jest śliczniutki. Słodki. Uroczy. Kochany. Troskliwy. Uczciwy. Tolerancyjny. Zabawny. Miły. Ładny. Stylowy. Odpowiedzialny. I zdecydowanie przystojniejszy od tego aktora. Choćby się ładniejszy znalazł, rzuciłabym się na Nathana. Tak jak na laptopa kilka minut wcześniej.... nie wnikajmy w szczegóły.
Skończyłam przepisywanie wszystkich notatek o pierwszej w nocy. I weź tu teraz idź wypoczętym do szkoły w poniedziałek w dodatku. -.-
________________________________________
A no krótszy trochę, ale dawno nie było, więc no.
Zapraszam :
http://zwierzenianastolatkiiii.blogspot.com/2012/12/rozdzia-4.html
Liczymy z moją BFF na Wasze komentarze.
Jej na tym bardzo zależy.
Tak, kochanie, będę robiła reklamy Twojego bloga, też Cię kocham Misiaku ; *
<3
niedziela, 2 grudnia 2012
Rozdział 18
- No co ? - spytałam szeptem
- Jak to co ? Dopiero się spać kładziesz ?
Oscar usiadł obok mnie i chwycił moją lodowatą dłoń.
- Pisało się wiadomości, tak ?
- Skąd wiesz ?
- Zawsze jak długo trzymasz telefon, Twoje dłonie stają się zimne.
- No proszę, jak Ty mnie dobrze znasz.
- Wiesz, mieszkamy razem pod jednym dachem od 17 lat. Jakoś Cię przejrzałem.
Oboje cicho zachichotaliśmy.
- Idź spać.
- Dobrze. Dobranoc Oscar.
- Dobranoc Charlotte.
Odwróciłam się na drugi bok, a Oscar poszedł do swojego pokoju.
Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam nad tym co będzie. Co będzie z mamą ? Co będzie z Nathanem ? Co będzie z Marcusem ? Szczerze mówiąc kocham Nathana. Problem w tym, że ciągle ciągnie mnie do Marcusa. On był moim wsparciem, moją podporą. A teraz ? Teraz pozostają mi jedynie wspomnienia. Mam wrażenie, że on już nie chce mnie widzieć. Pewnie zaprosił do siebie tą ... Dlaczego ona wszystko niszczy ?! nie dość, że wszyscy z drużyny się w niej kochają, to jeszcze cała szkoła zna ją jako liderka CheerCats. Tyle, że ona zawsze chciała Marcusa. Mojego Marcusa. Teraz w końcu go dostała. ...
Obudziłam się czując czyjś dotyk na moim policzku. Delikatne dłonie odgarniały włosy z mojej twarzy.
- Dzień dobry, Gabrielle. - powiedziałam z uśmiechem
- Jak się spało ?
- Nie mogę narzekać.
Poprawiłam poduszkę, schowałam się pod kołdrę pozostawiając na wolności tylko moje oczy.
- Gdzie Oscar ?
- Nie wiem. - wypaliłam zgodnie z prawdą - W nocy poszedł do swojego pokoju.
- Nie masz nic przeciwko...
- Jasne, że nie. - uściskałam przyjaciółkę - Leć do niego.
Gabbi tylko się uśmiechnęła i pobiegła do pokoju mojego brata. Ja wyjęłam mój telefon spod poduszki i spojrzałam na wyświetlacz. 2 nowe wiadomości, które dostałam godzinę temu.
- Kiedy tylko się obudzisz, daj mi znać.- przeczytałam na głos i otworzyłam drugą - Już nie mogę się doczekać, kiedy znów Cię zobaczę.
Od Nathana. ^^
Uśmiechałam się do siebie i wykręciłam jego numer, który tkwił mi już w pamięci. Odebrał po pierwszym sygnale.
- No cześć, piękna. - powiedział zaspanym głosem
- Obudziłam ?
- Nie. Znaczy... nie, nie obudziłaś. - zachichotał - Zamknąłem tylko na chwilę oczy.
- To może zadzwonię później ?
- Nie ! yyy.... możemy pogadać teraz. Mi to absolutnie nie przeszkadza, wręcz...
-...czekałeś na to. - dokończyłam za niego
- Dokładnie.
Nastała chwila ciszy, gdzie nasza dwójka nie mogła ukryć uśmiechów.
- Kocham Cię. - w końcu powiedział
- Wiem.
Nath liczył na coś więcej. Liczył na Ja Ciebie też. Problem w tym, że nie mogłam się na to zdobyć, czując to do dwóch różnych osób. Kochałam i Nathana i Marcusa.
Po krótkiej wymianie słów umówiliśmy się, że jutro do niego wpadnę. W końcu dziś niedziela. Muszę odrobić.... przepisać lekcje, a jutro po szkole przyniosę mu zeszyty.
Na obiedzie panowała taka sama cisza, jak przy śniadaniu. Sarah, nasza gosposia, również nie odezwała się ani słowem. Nie ruszyłam zupy pomidorowej. Nie ruszyłam ziemniaków. Nie ruszyłam jajecznicy... a nie, przepraszam. Jajecznicę wymieszałam z ziemniakami i odeszłam od stołu.
- Charlotte ! - wydarła się oczywiście mama - Wracaj tu natychmiast !
- Mamo, spokojnie.
Oscar zawsze trzymał moją stronę, mimo iż wzajemnie się denerwowaliśmy. Ciekawe co będzie, kiedy w końcu media się dowiedzą, że idealna rodzina Davies'ów przeżywa kryzys. Charlotte - poukładana i grzeczna, zawsze posłuszna, nieśmiała i uprzejma - nagle się zbuntowała, nie chodzi do szkoły, nikogo nie chce słuchać. Jaki byłby to wstyd dla tak światowej dziennikarki, jak mama. Problem w tym, że nikt nie zna naszej tajemnicy....
Spakowałam szybko torbę, ubrałam kurtkę, buty i wybiegłam z domu kierując się do Gabrielle.
- Jak to co ? Dopiero się spać kładziesz ?
Oscar usiadł obok mnie i chwycił moją lodowatą dłoń.
- Pisało się wiadomości, tak ?
- Skąd wiesz ?
- Zawsze jak długo trzymasz telefon, Twoje dłonie stają się zimne.
- No proszę, jak Ty mnie dobrze znasz.
- Wiesz, mieszkamy razem pod jednym dachem od 17 lat. Jakoś Cię przejrzałem.
Oboje cicho zachichotaliśmy.
- Idź spać.
- Dobrze. Dobranoc Oscar.
- Dobranoc Charlotte.
Odwróciłam się na drugi bok, a Oscar poszedł do swojego pokoju.
Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam nad tym co będzie. Co będzie z mamą ? Co będzie z Nathanem ? Co będzie z Marcusem ? Szczerze mówiąc kocham Nathana. Problem w tym, że ciągle ciągnie mnie do Marcusa. On był moim wsparciem, moją podporą. A teraz ? Teraz pozostają mi jedynie wspomnienia. Mam wrażenie, że on już nie chce mnie widzieć. Pewnie zaprosił do siebie tą ... Dlaczego ona wszystko niszczy ?! nie dość, że wszyscy z drużyny się w niej kochają, to jeszcze cała szkoła zna ją jako liderka CheerCats. Tyle, że ona zawsze chciała Marcusa. Mojego Marcusa. Teraz w końcu go dostała. ...
Obudziłam się czując czyjś dotyk na moim policzku. Delikatne dłonie odgarniały włosy z mojej twarzy.
- Dzień dobry, Gabrielle. - powiedziałam z uśmiechem
- Jak się spało ?
- Nie mogę narzekać.
Poprawiłam poduszkę, schowałam się pod kołdrę pozostawiając na wolności tylko moje oczy.
- Gdzie Oscar ?
- Nie wiem. - wypaliłam zgodnie z prawdą - W nocy poszedł do swojego pokoju.
- Nie masz nic przeciwko...
- Jasne, że nie. - uściskałam przyjaciółkę - Leć do niego.
Gabbi tylko się uśmiechnęła i pobiegła do pokoju mojego brata. Ja wyjęłam mój telefon spod poduszki i spojrzałam na wyświetlacz. 2 nowe wiadomości, które dostałam godzinę temu.
- Kiedy tylko się obudzisz, daj mi znać.- przeczytałam na głos i otworzyłam drugą - Już nie mogę się doczekać, kiedy znów Cię zobaczę.
Od Nathana. ^^
Uśmiechałam się do siebie i wykręciłam jego numer, który tkwił mi już w pamięci. Odebrał po pierwszym sygnale.
- No cześć, piękna. - powiedział zaspanym głosem
- Obudziłam ?
- Nie. Znaczy... nie, nie obudziłaś. - zachichotał - Zamknąłem tylko na chwilę oczy.
- To może zadzwonię później ?
- Nie ! yyy.... możemy pogadać teraz. Mi to absolutnie nie przeszkadza, wręcz...
-...czekałeś na to. - dokończyłam za niego
- Dokładnie.
Nastała chwila ciszy, gdzie nasza dwójka nie mogła ukryć uśmiechów.
- Kocham Cię. - w końcu powiedział
- Wiem.
Nath liczył na coś więcej. Liczył na Ja Ciebie też. Problem w tym, że nie mogłam się na to zdobyć, czując to do dwóch różnych osób. Kochałam i Nathana i Marcusa.
Po krótkiej wymianie słów umówiliśmy się, że jutro do niego wpadnę. W końcu dziś niedziela. Muszę odrobić.... przepisać lekcje, a jutro po szkole przyniosę mu zeszyty.
Na obiedzie panowała taka sama cisza, jak przy śniadaniu. Sarah, nasza gosposia, również nie odezwała się ani słowem. Nie ruszyłam zupy pomidorowej. Nie ruszyłam ziemniaków. Nie ruszyłam jajecznicy... a nie, przepraszam. Jajecznicę wymieszałam z ziemniakami i odeszłam od stołu.
- Charlotte ! - wydarła się oczywiście mama - Wracaj tu natychmiast !
- Mamo, spokojnie.
Oscar zawsze trzymał moją stronę, mimo iż wzajemnie się denerwowaliśmy. Ciekawe co będzie, kiedy w końcu media się dowiedzą, że idealna rodzina Davies'ów przeżywa kryzys. Charlotte - poukładana i grzeczna, zawsze posłuszna, nieśmiała i uprzejma - nagle się zbuntowała, nie chodzi do szkoły, nikogo nie chce słuchać. Jaki byłby to wstyd dla tak światowej dziennikarki, jak mama. Problem w tym, że nikt nie zna naszej tajemnicy....
Spakowałam szybko torbę, ubrałam kurtkę, buty i wybiegłam z domu kierując się do Gabrielle.
środa, 21 listopada 2012
Informacja !
Dziewczyny miło, że nominujecie mnie do tego całego Liebster Blog, czy coś, ale ja naprawdę nie jestem tym zainteresowana. Wspomniałam o tym już na jednym z moich blogów. Jest mi miło, że mnie nominujecie, ale serio nie wezmę w tym udziału ; )
poniedziałek, 12 listopada 2012
Rozdział 17
*Nathan*
Kiedy Char wychodziła, nie czułem już bólu. Sprawiła, że od razu poczułem się lepiej. Później przez resztę dnia uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Pod wieczór włączyłem telewizor. Przyłączył się do mnie również Siva.
- Stary - zaczął - martwię się o Ciebie.
- O co chodzi ? - spytałem wybuchając śmiechem
- No właśnie o to ! Cały dzień się śmiejesz ! Co ta Charlotte z Tobą zrobiła ?!
- Sprawiła, że wiem co to miłość.
Wstałem z wygodnej kanapy, wsparłem się o kule i poszedłem do pokoju, który przygotował dla mnie Seev. Całą noc pisałem z Charlotte. Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale dzięki niej jestem wreszcie szczęśliwy.
*Charlotte*
Kiedy szłam do domu, uśmiech nie odstępował mnie na krok! Cieszyłam się, że po kłótni z mamą mogłam wyżalić się komuś komu ufam bezgranicznie. Postanowiłam zaprosić Nathana na obiad. Niestety dopiero w niedzielę. Jutro muszę iść po lekcje do Gabrielle. Czeka mnie tylko dzisiaj coś bardziej ekstremalnego - muszę pogodzić się z mamą. Nie chcę się z nią kłócić, ale też nie chcę wyciągać pierwsza ręki.
Szłam do domu z lekką niechęcią. Wolałabym rzucić się do ucieczki i wyjechać gdzieś z Nathanem a zawsze. Wyjęłam z torby klucze i przekręciłam w zamku. Kiedy weszłam zobaczyłam jak w salonie bawią się goście, moi rodzice, brat i przyjaciółka. Szybko zamknęłam drzwi frontowe, których i tak nie było słychać w głośnej muzyce, i pobiegłam do swojego pokoju. Zablokowałam drzwi i rzucając się na łóżko zaczęłam cicho łkać. Widać moja mama niczym się nie przejęła. A już zaczynała być wiarygodna z tym swoim udawanym współczuciem. Zawsze kiedy uciekałam do Marcusa, moi rodzice wyznawali zasadę Jak zgłodnieje, to wróci. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Char, otwórz. To ja i Oscar. - mówiła Gabbi
Nie odzywałam się. Miałam nadzieję, że pomyślą, że jeszcze nie wróciłam.
- Nie udawaj, że Cię nie ma. Widzieliśmy, jak wbiegasz po schodach. - oświadczył Oscar
Odblokowałam zamek w drzwiach w geście cichego zaproszenia. Do środka wpadli mój brat oraz przyjaciółka.
- Charlotte.
Powiedziała troskliwie Gabrielle i przytuliła mnie mocno. Ja natomiast skuliłam się w rogu łóżka chowając się jednocześnie za szafą.
- Wyłaź stamtąd. - rozkazał Oscar
- Odezwij się chociaż.
Ciągle nic nie mówiłam. Czułam w gardle ucisk. Dlaczego moja mama była taka... sztuczna ?! Mogłaby mieć wszystko ! Stać ją na to ! Dlaczego, skoro tak mnie nienawidzi, nie wyśle mnie gdzieś za granicę i nie zostawi jakimś obcym ludziom ?!
- No mów coś ! Kurde, martwię się o Ciebie ! - Oscar potrząsnął mną lekko
Spojrzałam na niego jedynie obojętnie i schowałam głowę w ramionach.
- Znowu płakałaś ? - spytał mój brat
Uniosłam głowę z wyrazem `Oh, you don't say!`.
- Jak to znowu ? - spytała Gabrielle
- No normalnie ! Charlotte, do cholery, odezwij się !
Nie, pomyślałam. Położyłam tylko palec na ustach i powiedziałam w myślach `Cicho, bo jeszcze Cię na dole usłyszą` - co było praktycznie niemożliwe.
Wtedy do mojego pokoju weszła mama z tym swoim uśmieszkiem. Jak gdyby nigdy nic.
- O ! Tutaj jesteście ! - wskazała palcem na Oscara i jego dziewczynę... o mnie nie było nawet mowy - Chodźcie, bez Was to nie zabawa !
Widocznie była pijana. Cóż, nawet najlepsze, najbardziej znane dziennikarki potrafią się zabawić. Ale czemu by nie ? W końcu to były jej urodziny. Miała prawo... Zresztą, do czego ona nie ma prawa ?
Schowałam się jeszcze bardziej za szafę obok łóżka i skuliłam w kłębek. Gdybym tylko miała jakieś zwierzątko, nie wiem... chomika chociaż (!), które poprawiłoby mi humor swoim kochanym zachowaniem.... Ale mama nigdy by się na to nie zgodziła.
Chwilę później wyszła machając ręką jakby jej to nie obchodziło. Oscar, chyba pierwszy raz odkąd pamiętam, przytulił mnie. Ale nie za mocno, po prostu przytulił. Delikatnie. Jak siostrę. Po chwili dodał :
- Znalazłaś te papiery ? - właściwie brzmiało to jak stwierdzenie
- Tak. Na strychu. - odezwałam się w końcu, a Oscar i Gabbi odetchnęli z ulgą - 5 lat temu.
I łzy znów zaczęły spływać po moich policzkach.
- Nie płacz. - powiedzieli równo i przytulili mnie
Byli kochani. Pozwoliłam im zostać na noc u mnie w pokoju. Zablokowałam drzwi, bo nie chciałam gości bez zaproszenia.
W nocy nie mogłam spać. Ale natychmiast się uśmiechnęłam, gdy na mój sms o treści `Śpisz ?` wysłany o godzinie 2:31 do Nathana, dostałam odpowiedź jakieś 18 sekund później `Nie. Widocznie cierpimy na bezsenność. Co u Ciebie ? Bo mi strasznie się nudzi !!!`.
Pisaliśmy całą noc, aż w końcu, zmęczona i niewyspana, napisałam mu ostatnią wiadomość `No... bezsenność rzeczywiście daje się we znaki. Kończę i idę spać ! Bo inaczej się dzisiaj nie spotkamy :-*`. Gdy tylko wślizgnęłam się pod kołdrę obok Gabrielle, Oscar leżący dotychczas na podłodze otwarł oczy i wbił we mnie swój wzrok...
Kiedy Char wychodziła, nie czułem już bólu. Sprawiła, że od razu poczułem się lepiej. Później przez resztę dnia uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Pod wieczór włączyłem telewizor. Przyłączył się do mnie również Siva.
- Stary - zaczął - martwię się o Ciebie.
- O co chodzi ? - spytałem wybuchając śmiechem
- No właśnie o to ! Cały dzień się śmiejesz ! Co ta Charlotte z Tobą zrobiła ?!
- Sprawiła, że wiem co to miłość.
Wstałem z wygodnej kanapy, wsparłem się o kule i poszedłem do pokoju, który przygotował dla mnie Seev. Całą noc pisałem z Charlotte. Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale dzięki niej jestem wreszcie szczęśliwy.
*Charlotte*
Kiedy szłam do domu, uśmiech nie odstępował mnie na krok! Cieszyłam się, że po kłótni z mamą mogłam wyżalić się komuś komu ufam bezgranicznie. Postanowiłam zaprosić Nathana na obiad. Niestety dopiero w niedzielę. Jutro muszę iść po lekcje do Gabrielle. Czeka mnie tylko dzisiaj coś bardziej ekstremalnego - muszę pogodzić się z mamą. Nie chcę się z nią kłócić, ale też nie chcę wyciągać pierwsza ręki.
Szłam do domu z lekką niechęcią. Wolałabym rzucić się do ucieczki i wyjechać gdzieś z Nathanem a zawsze. Wyjęłam z torby klucze i przekręciłam w zamku. Kiedy weszłam zobaczyłam jak w salonie bawią się goście, moi rodzice, brat i przyjaciółka. Szybko zamknęłam drzwi frontowe, których i tak nie było słychać w głośnej muzyce, i pobiegłam do swojego pokoju. Zablokowałam drzwi i rzucając się na łóżko zaczęłam cicho łkać. Widać moja mama niczym się nie przejęła. A już zaczynała być wiarygodna z tym swoim udawanym współczuciem. Zawsze kiedy uciekałam do Marcusa, moi rodzice wyznawali zasadę Jak zgłodnieje, to wróci. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Char, otwórz. To ja i Oscar. - mówiła Gabbi
Nie odzywałam się. Miałam nadzieję, że pomyślą, że jeszcze nie wróciłam.
- Nie udawaj, że Cię nie ma. Widzieliśmy, jak wbiegasz po schodach. - oświadczył Oscar
Odblokowałam zamek w drzwiach w geście cichego zaproszenia. Do środka wpadli mój brat oraz przyjaciółka.
- Charlotte.
Powiedziała troskliwie Gabrielle i przytuliła mnie mocno. Ja natomiast skuliłam się w rogu łóżka chowając się jednocześnie za szafą.
- Wyłaź stamtąd. - rozkazał Oscar
- Odezwij się chociaż.
Ciągle nic nie mówiłam. Czułam w gardle ucisk. Dlaczego moja mama była taka... sztuczna ?! Mogłaby mieć wszystko ! Stać ją na to ! Dlaczego, skoro tak mnie nienawidzi, nie wyśle mnie gdzieś za granicę i nie zostawi jakimś obcym ludziom ?!
- No mów coś ! Kurde, martwię się o Ciebie ! - Oscar potrząsnął mną lekko
Spojrzałam na niego jedynie obojętnie i schowałam głowę w ramionach.
- Znowu płakałaś ? - spytał mój brat
Uniosłam głowę z wyrazem `Oh, you don't say!`.
- Jak to znowu ? - spytała Gabrielle
- No normalnie ! Charlotte, do cholery, odezwij się !
Nie, pomyślałam. Położyłam tylko palec na ustach i powiedziałam w myślach `Cicho, bo jeszcze Cię na dole usłyszą` - co było praktycznie niemożliwe.
Wtedy do mojego pokoju weszła mama z tym swoim uśmieszkiem. Jak gdyby nigdy nic.
- O ! Tutaj jesteście ! - wskazała palcem na Oscara i jego dziewczynę... o mnie nie było nawet mowy - Chodźcie, bez Was to nie zabawa !
Widocznie była pijana. Cóż, nawet najlepsze, najbardziej znane dziennikarki potrafią się zabawić. Ale czemu by nie ? W końcu to były jej urodziny. Miała prawo... Zresztą, do czego ona nie ma prawa ?
Schowałam się jeszcze bardziej za szafę obok łóżka i skuliłam w kłębek. Gdybym tylko miała jakieś zwierzątko, nie wiem... chomika chociaż (!), które poprawiłoby mi humor swoim kochanym zachowaniem.... Ale mama nigdy by się na to nie zgodziła.
Chwilę później wyszła machając ręką jakby jej to nie obchodziło. Oscar, chyba pierwszy raz odkąd pamiętam, przytulił mnie. Ale nie za mocno, po prostu przytulił. Delikatnie. Jak siostrę. Po chwili dodał :
- Znalazłaś te papiery ? - właściwie brzmiało to jak stwierdzenie
- Tak. Na strychu. - odezwałam się w końcu, a Oscar i Gabbi odetchnęli z ulgą - 5 lat temu.
I łzy znów zaczęły spływać po moich policzkach.
- Nie płacz. - powiedzieli równo i przytulili mnie
Byli kochani. Pozwoliłam im zostać na noc u mnie w pokoju. Zablokowałam drzwi, bo nie chciałam gości bez zaproszenia.
W nocy nie mogłam spać. Ale natychmiast się uśmiechnęłam, gdy na mój sms o treści `Śpisz ?` wysłany o godzinie 2:31 do Nathana, dostałam odpowiedź jakieś 18 sekund później `Nie. Widocznie cierpimy na bezsenność. Co u Ciebie ? Bo mi strasznie się nudzi !!!`.
Pisaliśmy całą noc, aż w końcu, zmęczona i niewyspana, napisałam mu ostatnią wiadomość `No... bezsenność rzeczywiście daje się we znaki. Kończę i idę spać ! Bo inaczej się dzisiaj nie spotkamy :-*`. Gdy tylko wślizgnęłam się pod kołdrę obok Gabrielle, Oscar leżący dotychczas na podłodze otwarł oczy i wbił we mnie swój wzrok...
Subskrybuj:
Posty (Atom)