*Nathan*
Do pokoju wchodzi zapłakana Anne.
- Co się stało ? - pytam
- Marcus - załamuje głos - ...on powiedział...że nie chce mnie znać !
`Więc po jakiego ch**a do mnie przychodzisz ?!` - myślę
- Ale o co chodzi ? - siada obok mnie
- Ja... ja tylko... - zbliża się do mnie
Wiem, że chce mnie pocałować, ale nie zrobię tego Charlotte. To ją kocham.
Sprawnym ruchem ręki odpycham Anne od siebie i siadam kawałek dalej.
- Wyjdź. - rozkazuję cicho, patrząc w ekran telefonu
Piszę wiadomość do Char
`Kotek ? Co byś powiedziała na spotkanie ? Oczywiście u Sivy, bo w tym stanie nie nadaję się do łażenia po mieście. Tęsknię za Tobą. Chcę Cię zobaczyć, mnie więcej teraz ! Kocham Cię ! <3`
Wysłany !
*Charlotte*
Znowu niezręczna cisza. Przerywa ją jednak dźwięk mojego telefonu. Wyciągam Lumie z torebki i widzę, że Nath do mnie napisał. Uśmiecham się, gdy czytam smsa. Po chwili odpisuję :
`Już tęsknisz ? Widzieliśmy się kilka minut temu ! Głupek :-* ! A do Sivy będę mogła wpaść dopiero jutro. Dziś mama wyprawia urodziny...:/ Ale obiecuję, że niedługo się zobaczymy. Ja też Cię kocham ! <3`
Po kilku minutach jesteśmy pod naszą willą. Wchodzę do środka po cichutku. Już chcę wejść do swojego pokoju, ale słyszę , jak rodzice rozmawiają w sypialni.
- Nicolasie, ona już ma zaległości z całego miesiąca ! - mówi szeptem mama
- Emilie, uspokój się.
- Ale dzisiaj dzwoniła do mnie dyrektorka. Jest zaniepokojona nieobecnością Charlotte.
- Ciii, spokojnie. Dziś jest Twój dzień, nie przejmuj się wybrykami naszej córki. Jeszcze nauczy się odpowiedzialności.
- Mam nadzieję, Nicolasie, mam nadzieję.
Wtedy rodzice wychodzą z pokoju i dostrzegają tylko zamykające się z hukiem drzwi mojej sypialni.
- Charlotte ? - woła mama
- Dajcie mi spokój ! - odgryzam się i zamykam drzwi na klucz
Kładę ... rzucam się na łóżko i zły same zaczynają płynąć po moich policzkach. Dlaczego rodzice nie rozumieją, że ten `mój kolega, który miał wypadek` coś dla mnie znaczy ?! Głupia rodzina !
Nie wiem ile czasu minęło zanim wszyscy goście zeszli się do naszego domu. Mimo mojego złego humoru, mama nie zamierzała mi odpuścić.
- Charlotte ? - mówi przez drzwi - Otwórz. Musisz się przygotować. Przyjdzie Gabrielle i musisz naszykować dla niej muzykę.
- Po co ?
- Bo będzie tańczyć ? To chyba oczywiste ! I poprosiła mnie, żebym zaprosiła znajomych na jej pokaz.
`Mama ściemnia` - buczy w mojej głowie
- Dlaczego kłamiesz ? Nie umiesz po prostu się przyznać do błędu ?
- Jakiego błędu ?
- Takiego, że w ogóle nie oddałaś mnie do domu dziecka, kiedy była taka okazja !
Biorę w rękę torbę, zapinam się pod szyję i obwiązuję szalikiem. Jest zimno. O wiele zimniej niż było rano.
Gwałtownie otwieram drzwi, wymijam mamę mierząc ją złośliwym wzrokiem i zbiegam na dół. Bez słowa przywitania wychodzę z domu.
Kieruję kroki do domu Sivy. Nie do końca pamiętam gdzie mieszka, ale znam tamtą okolicę. Kiedy jestem w połowie drogi, szturcha mnie jakaś dziewczyna.
- Ej ! Uważaj trochę !
- Przepraszam.
Jest cała zapłakana... TO ANNE ! Tylko co ona tam robiła ?
Kiedy dochodzę do domu Sivy, który cudem udaje mi się odnaleźć, drzwi się otwierają. Stoi w nich uśmiechnięty chłopak. Ten sam, który pomógł Nathanowi wyjść wtedy z auta.
- Cześć. To ja, Charlotte. Nie wiem, czy jeszcze mnie pamiętasz, ale..
- Tędy. Nathan siedzi w salonie. Musisz iść prosto i w lewo. - uśmiecha się szerzej
- Dzięki.
Odpowiadam i idę tam, gdzie mnie pokierował. Gdy wchodzę do salonu, widzę, że Nath na mnie czekał. Mimo wszystko. Mówiłam mu, że nie przyjdę, ale on czekał.
- Nath ? Wszystko ok ? Jesteś jakiś zamyślony.
- Była tu Anne. Mówiła mi, że Marcus się na nią zezłościł, i że powiedział jej, że nie chce jej znać. No więc się rozpłakała i przyszła do mnie. Wyżaliła się, a ja jej słuchałem. W pewnym momencie nachyliła się nade mną. Wiedziałem co zamierza, więc tak szybko jak ninja odepchnąłem ją i kazałem wyjść. Później napisałem do Ciebie. Chciałem się z Tobą spotkać i wszystko Ci powiedzieć. Ale Ty nie mogłaś. A mimo wszystko ja tu czekałem, bo wiedziałem, że przyjdziesz. Swoją drogą, jak tam imprezka u mamusi ?
-Wow.
Zdziwiona jego odpowiedzią na jednym wydechu, powiedziałam tylko `wow`. Co miałam innego powiedzieć ? Ledwo co zrozumiałam tą paplaninę słów. On na serio musi czasami brać oddech, bo inaczej ta astma go ograniczy.
- Nie byłam na urodzinach. Znaczy byłam w domu, ale zamknęłam się w pokoju. - mówię w końcu
- Dlaczego ?
Nathan wykonuje gest w stylu `chodź się przytul, bo widzę, że masz beznadziejny humorek`. Siadam obok niego i przytulam jak najmocniej.
- Ałć. - słyszę
- Przepraszam. A tak w ogóle, to co Cię jeszcze boli ?
Nath podciąga koszulkę. Moim oczom ukazuje się biały bandaż.
- Brzuch najbardziej. Trochę tylko głowa i noga. - uśmiecha się do mnie niepewnie
- Oj mój biedulek.
Obsypuję go całusami, a on chichocze. ^^
sobota, 27 października 2012
sobota, 20 października 2012
Rozdział 15
*Charlotte*
Za kierownicą widzę Oscara. Ma zmieszany wyraz twarzy. Dostrzegam, iż obok niego siedzi Marcus.
- Hej śliczna. - mówi - Nie masz nic przeciwko temu, że kumpluję się z Twoim bratem ?
- Nie. Ależ skąd. - dodaję ironicznie - Ale jesteś ostatnią osobą, którą chciałabym teraz widzieć.
Marcus z uśmiechem wychodzi z auta i idzie w kierunku jakiejś rudej dziewczyny. Z daleka krzyknął do niej `Anne!`. Jeszcze tej szmaty tu brakowało. Wchodzę szybko do samochodu i pomagam Nathanowi.
10 minut później jesteśmy pod jakimś domem:
- Mój przystanek. - mówi Nath
- Tu mieszkasz ? - pytam
- Nie ja. Mieszka tutaj mój dobry kumpel Siva. Zatrzymam się u niego dzisiaj.
- A Twoja mama ?
- A moja mama powiedziała, że musi wyjechać i dom został na mojej głowie. Nie chcę siedzieć sam. Zwłaszcza teraz.
- Rozumiem. To...cześć. Widzimy się później.
Nathan uśmiecha się do mnie i przy pomocy Sivy (domyślam się, że to on) wychodzi z auta.
Kiedy zamykam drzwi samochodu, Nath puszcza do mnie oczko. Wtedy i ja się uśmiecham i odjeżdżamy.
*Oscar*
Jedziemy w ciszy. Zaczyna robić się niezręcznie. Muszę jej w końcu powiedzieć prawdę.
- Czemu się nie odzywasz ?- pytam
- Nie ma takiej potrzeby.
Charlotte wgramoliła się na przednie siedzenie obok mnie i patrzy na drogę przed nami.
- Jest. Muszę powiedzieć Ci coś na temat Anne.
- Wiem wszystko. Znaczy domyślam się wszystkiego. Marcus znalazł sobie nową dziewczynę. To by wszystko wyjaśniało.
- Nie. Źle myślisz. Marcus musiał się z nią spotkać, żeby wyjaśnili sobie wszystko. Ona ciągle go kocha...
- No właśnie. - nie pozwoliła mi dokończyć
- Ona ciągle go kocha, ale on ciągle kocha Ciebie.
- Wierzysz mu ? Mi się wydaje, że znowu coś wymyślił. Głupia historyjka, w którą ma wierzyć każdy.
- Słuchaj, to nie tak.
- A jak ? - wbija wzrok we mnie - Oświeć mnie.
- Marcus musiał spławić Anne. Powiedział mi, że jej nienawidzi. Oszukała go. Mówiła, że go kocha, ale tak nie było. Zajmowała się tylko swoją drużyną cheerleaderek. Po wygranych meczach krzyczała do mikrofonu, jak to ona bardzo go kocha, ale wszystko było fikcją. Kiedy się o tym dowiedział, zerwał z nią. Wtedy zrozumiała co straciła. Od tamtej pory nachodziło go, błagała o wybaczenie. Wiesz ile razy chciała, żeby do niej wrócił ?
- I skąd to wszystko wiesz ?
- Może zapomniałaś, ale jestem w tej szkole dłużej od Ciebie. Widziałem na własne oczy, co dzieje się z moim kumplem. A resztę powiedział mi Marcus.
- Aha. Teraz to wielki kumpel, ale jak....
- Co jak ?
- Nieważne.
- Powiedz.
*Charlotte*
W ostatniej chwili zdaję sobie sprawę z tego, że mój brat nic nie wie o narkotykach... Może trochę dowiedział się od Marcusa. Ale tylko tego, że był dilerem. O tym, że ja też byłam w to zamieszana nie miał pojęcia.
- Powiedz. - patrzy na drogę, jednak co chwila zerka na mnie poważnie
- Wiesz kim był ... kim jest Marcus. Ciągle jesteście kumplami ? On nie boi się, że go wydasz ?
- Część jego długów, to właśnie ja pomagałem mu spłacić.
- Nie wierzę. - sugeruję kpiąco
- Musisz.
- Po co on w ogóle spotkał się z Anne ?! - zmieniam temat
- Dlatego, żeby jej wyjaśnić, że on kocha Ciebie. Ile razy mam Ci to tłumaczyć ?
- Możesz jeszcze raz.
- Obiecaj mi, że teraz się nie zdenerwujesz, ok ?
- Chcę znać prawdę.
- Anne robiła wszystko, żeby się Ciebie pozbyć. Idąc na spotkanie z Marcusem myślała, że chce do niej wrócić.
- Myliła się. - mówię cicho
- Dokładnie. Teraz zobaczy, że to jednak nie miało sensu. Bo on ciągle kocha Ciebie.
- Ale ja go już nie kocham.... tak mi się wydaje.
- Widzisz ?
- Ale ja chcę być z Nathanem. Jestem tego pewna.
- Dobrze, rozumiem. Ale pomyśl nad tym jeszcze. Marcus to dobry kumpel i dbał o Ciebie kiedy z nim byłaś.
`Tego bym nie powiedziała`, myślę....
*Nathan*
Kiedy Siva mnie przyjął, ulżyło mi trochę. Nadal nie pamiętam co dokładnie się wtedy stało, ale jestem pewien, że ciągle odczuwam ból po tym uderzeniu. Jakby w jednej chwili, ktoś zamknął mnie w jakimś ciasnym, ciemnym pomieszczeniu i zadał cios setkami sztyletów. Ból był nie do opisania. Myślałem, że to już koniec. Nawet kiedy siadam na kanapie muszę powstrzymać ten wyraz twarzy, który zdradza moje niezadowolenie. Char mówiła, że miałem potłuczoną czaszkę i żebra. Do tego ta noga. Jak to się stało ?
- Przynieść Ci coś do picia ? - pyta Siva
- Dzięki. Zdżemnę się trochę. Jestem wykończony. Szpitalne łóżka są strasznie nie wygodne.
Oboje zaczynamy się śmiać. Jednak mi ciągle sprawia to ból. Kiedy podwijam koszulkę widzę bandaże. Są tak ciasno owinięte wokół mojego brzucha, klatki piersiowej i pleców, że ledwo oddycham.
Rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Siva idzie otworzyć. Słyszę:
- Mogę zobaczyć się z Nathanem ?
- Jasne. - w głosie Sivy można wyczuć zakłopotanie. - Wejdź.
Już z korytarza widzę kto to....
Za kierownicą widzę Oscara. Ma zmieszany wyraz twarzy. Dostrzegam, iż obok niego siedzi Marcus.
- Hej śliczna. - mówi - Nie masz nic przeciwko temu, że kumpluję się z Twoim bratem ?
- Nie. Ależ skąd. - dodaję ironicznie - Ale jesteś ostatnią osobą, którą chciałabym teraz widzieć.
Marcus z uśmiechem wychodzi z auta i idzie w kierunku jakiejś rudej dziewczyny. Z daleka krzyknął do niej `Anne!`. Jeszcze tej szmaty tu brakowało. Wchodzę szybko do samochodu i pomagam Nathanowi.
10 minut później jesteśmy pod jakimś domem:
- Mój przystanek. - mówi Nath
- Tu mieszkasz ? - pytam
- Nie ja. Mieszka tutaj mój dobry kumpel Siva. Zatrzymam się u niego dzisiaj.
- A Twoja mama ?
- A moja mama powiedziała, że musi wyjechać i dom został na mojej głowie. Nie chcę siedzieć sam. Zwłaszcza teraz.
- Rozumiem. To...cześć. Widzimy się później.
Nathan uśmiecha się do mnie i przy pomocy Sivy (domyślam się, że to on) wychodzi z auta.
Kiedy zamykam drzwi samochodu, Nath puszcza do mnie oczko. Wtedy i ja się uśmiecham i odjeżdżamy.
*Oscar*
Jedziemy w ciszy. Zaczyna robić się niezręcznie. Muszę jej w końcu powiedzieć prawdę.
- Czemu się nie odzywasz ?- pytam
- Nie ma takiej potrzeby.
Charlotte wgramoliła się na przednie siedzenie obok mnie i patrzy na drogę przed nami.
- Jest. Muszę powiedzieć Ci coś na temat Anne.
- Wiem wszystko. Znaczy domyślam się wszystkiego. Marcus znalazł sobie nową dziewczynę. To by wszystko wyjaśniało.
- Nie. Źle myślisz. Marcus musiał się z nią spotkać, żeby wyjaśnili sobie wszystko. Ona ciągle go kocha...
- No właśnie. - nie pozwoliła mi dokończyć
- Ona ciągle go kocha, ale on ciągle kocha Ciebie.
- Wierzysz mu ? Mi się wydaje, że znowu coś wymyślił. Głupia historyjka, w którą ma wierzyć każdy.
- Słuchaj, to nie tak.
- A jak ? - wbija wzrok we mnie - Oświeć mnie.
- Marcus musiał spławić Anne. Powiedział mi, że jej nienawidzi. Oszukała go. Mówiła, że go kocha, ale tak nie było. Zajmowała się tylko swoją drużyną cheerleaderek. Po wygranych meczach krzyczała do mikrofonu, jak to ona bardzo go kocha, ale wszystko było fikcją. Kiedy się o tym dowiedział, zerwał z nią. Wtedy zrozumiała co straciła. Od tamtej pory nachodziło go, błagała o wybaczenie. Wiesz ile razy chciała, żeby do niej wrócił ?
- I skąd to wszystko wiesz ?
- Może zapomniałaś, ale jestem w tej szkole dłużej od Ciebie. Widziałem na własne oczy, co dzieje się z moim kumplem. A resztę powiedział mi Marcus.
- Aha. Teraz to wielki kumpel, ale jak....
- Co jak ?
- Nieważne.
- Powiedz.
*Charlotte*
W ostatniej chwili zdaję sobie sprawę z tego, że mój brat nic nie wie o narkotykach... Może trochę dowiedział się od Marcusa. Ale tylko tego, że był dilerem. O tym, że ja też byłam w to zamieszana nie miał pojęcia.
- Powiedz. - patrzy na drogę, jednak co chwila zerka na mnie poważnie
- Wiesz kim był ... kim jest Marcus. Ciągle jesteście kumplami ? On nie boi się, że go wydasz ?
- Część jego długów, to właśnie ja pomagałem mu spłacić.
- Nie wierzę. - sugeruję kpiąco
- Musisz.
- Po co on w ogóle spotkał się z Anne ?! - zmieniam temat
- Dlatego, żeby jej wyjaśnić, że on kocha Ciebie. Ile razy mam Ci to tłumaczyć ?
- Możesz jeszcze raz.
- Obiecaj mi, że teraz się nie zdenerwujesz, ok ?
- Chcę znać prawdę.
- Anne robiła wszystko, żeby się Ciebie pozbyć. Idąc na spotkanie z Marcusem myślała, że chce do niej wrócić.
- Myliła się. - mówię cicho
- Dokładnie. Teraz zobaczy, że to jednak nie miało sensu. Bo on ciągle kocha Ciebie.
- Ale ja go już nie kocham.... tak mi się wydaje.
- Widzisz ?
- Ale ja chcę być z Nathanem. Jestem tego pewna.
- Dobrze, rozumiem. Ale pomyśl nad tym jeszcze. Marcus to dobry kumpel i dbał o Ciebie kiedy z nim byłaś.
`Tego bym nie powiedziała`, myślę....
*Nathan*
Kiedy Siva mnie przyjął, ulżyło mi trochę. Nadal nie pamiętam co dokładnie się wtedy stało, ale jestem pewien, że ciągle odczuwam ból po tym uderzeniu. Jakby w jednej chwili, ktoś zamknął mnie w jakimś ciasnym, ciemnym pomieszczeniu i zadał cios setkami sztyletów. Ból był nie do opisania. Myślałem, że to już koniec. Nawet kiedy siadam na kanapie muszę powstrzymać ten wyraz twarzy, który zdradza moje niezadowolenie. Char mówiła, że miałem potłuczoną czaszkę i żebra. Do tego ta noga. Jak to się stało ?
- Przynieść Ci coś do picia ? - pyta Siva
- Dzięki. Zdżemnę się trochę. Jestem wykończony. Szpitalne łóżka są strasznie nie wygodne.
Oboje zaczynamy się śmiać. Jednak mi ciągle sprawia to ból. Kiedy podwijam koszulkę widzę bandaże. Są tak ciasno owinięte wokół mojego brzucha, klatki piersiowej i pleców, że ledwo oddycham.
Rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Siva idzie otworzyć. Słyszę:
- Mogę zobaczyć się z Nathanem ?
- Jasne. - w głosie Sivy można wyczuć zakłopotanie. - Wejdź.
Już z korytarza widzę kto to....
sobota, 13 października 2012
Rozdział 14
*Charlotte*
Otwieram oczy i widzę Nathana z uśmiechem na twarzy. Ale on ciągle ma zamknięte oczy !
- Nathan ? - zaczynam szeptać - Nath ? Jaja sobie ze mnie robisz ? No ja tu ryczę a Ty ... - nie mogę dokończyć
Pan Sykes rzuca się na mnie mimo wysiłku, jaki sprawia mu ruch.
- Ty idioto ! Co za koleś ! Teraz ja wylądowałabym w szpitalu na zawał !
- Spokojnie. - przyciąga mnie do siebie i składa na ustach namiętny pocałunek - Kocham Cię. - dodaje szeptem na co ja tylko się uśmiecham
- Muszę zadzwonić do mamy. Wyszłam bez słowa z domu.
Sięgam po telefon. Jednak moja mama jest szybsza.
- Tak mamo ? - odbieram
- Gdzie jesteś ?!
- W szpitalu.
- Co się stało ?!
- Nic. Jestem u kolei. Miał wypadek.
- Tylko mi nie mów, że pędził jak szalony na motorze.
- Nie. On... powiem Ci w domu.
- No dobrze. - wzdycha - Kiedy będziesz ?
- Jakoś na obiad ?
- Dobrze. Do widzenia.
- Do widzenia, mamo.
Nathan patrzy na mnie z miną 2-letniego dziecka.
- Co ?
- Zabierz mnie na obiad ! Tutaj mają ohydne żarcie !
- Nie mogę.
- Dzisiaj i tak mnie wypisują. Błagam !
- Dzisiaj ?!
Nath nic nie odpowiada, tylko wskazuje na spakowaną torbę z Nike.
- Ale się cieszę !
Rzucam mu się na szyję. Po chwili słyszę cichutkie `auć`, więc zwalniam uścisk.
- O rety ! Udusisz mnie z tej miłości.
Kiedy prezentuje jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, całuję go delikatnie. Wtedy wchodzi lekarz :
- Dzień dobry panie Sykes. O ! Widzę, że ma pan gościa.
- Tak. - odpowiadam nieśmiało - Czyli mogę go zabrać do domu ?
Zabrzmiało to tak, jakbyśmy ze sobą mieszkali. Charlotte poćwicz nad słowotokiem.
- Jeszcze tylko jedno badanie. Zajmie to około 30 minut.
- Dobrze, poczekam. Tylko szybko mi go oddajcie.
- Spokojnie, cierpliwości.
Lekarz pomaga Nathanowi wsiąść na wózek i kiwając mi na pożegnanie, Nath znika za drzwiami.
Po godzinie zaczynam się martwić, że nie wraca. Dzwoniłam do Oscara, powiedział, że poszedł z Gabrielle w jego sekretne miejsce. Wow ! Jemu serio zależy na tej dziewczynie !
W końcu ! Drzwi się otwierają, a w nich stoi Nathan z kulami w rękach i uśmiechem na twarzy. Jest już ubrany. Ma na sobie miodowe spodnie opuszczone w kroku, biały t-shirt, czarną bejsbolówkę i czapkę beenie. Wygląda jak zawsze świetnie. Uśmiecham się i pomagam mu dokuśtykać do łóżka. Ma nogę w bandażach. Podobno lekkie zwichnięcie i nie musi mieć gipsu.
Kiedy już wszystko jest naszykowane, biorę torbę Nathana. Jest leciutka, tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Drugą ręką chwytam jego dłoń.
- Jak już mamy z tego wyjść, to razem. - mówię
Uśmiechamy się do siebie. Wychodzimy ze sali. Idziemy długimi, wąskimi, biało-niebieskimi korytarzami szpitala. Kiedy z niego wychodzimy, dostrzegam auto mojego szofera. Podchodzę, ale za kierownicą widzę....
Otwieram oczy i widzę Nathana z uśmiechem na twarzy. Ale on ciągle ma zamknięte oczy !
- Nathan ? - zaczynam szeptać - Nath ? Jaja sobie ze mnie robisz ? No ja tu ryczę a Ty ... - nie mogę dokończyć
Pan Sykes rzuca się na mnie mimo wysiłku, jaki sprawia mu ruch.
- Ty idioto ! Co za koleś ! Teraz ja wylądowałabym w szpitalu na zawał !
- Spokojnie. - przyciąga mnie do siebie i składa na ustach namiętny pocałunek - Kocham Cię. - dodaje szeptem na co ja tylko się uśmiecham
- Muszę zadzwonić do mamy. Wyszłam bez słowa z domu.
Sięgam po telefon. Jednak moja mama jest szybsza.
- Tak mamo ? - odbieram
- Gdzie jesteś ?!
- W szpitalu.
- Co się stało ?!
- Nic. Jestem u kolei. Miał wypadek.
- Tylko mi nie mów, że pędził jak szalony na motorze.
- Nie. On... powiem Ci w domu.
- No dobrze. - wzdycha - Kiedy będziesz ?
- Jakoś na obiad ?
- Dobrze. Do widzenia.
- Do widzenia, mamo.
Nathan patrzy na mnie z miną 2-letniego dziecka.
- Co ?
- Zabierz mnie na obiad ! Tutaj mają ohydne żarcie !
- Nie mogę.
- Dzisiaj i tak mnie wypisują. Błagam !
- Dzisiaj ?!
Nath nic nie odpowiada, tylko wskazuje na spakowaną torbę z Nike.
- Ale się cieszę !
Rzucam mu się na szyję. Po chwili słyszę cichutkie `auć`, więc zwalniam uścisk.
- O rety ! Udusisz mnie z tej miłości.
Kiedy prezentuje jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, całuję go delikatnie. Wtedy wchodzi lekarz :
- Dzień dobry panie Sykes. O ! Widzę, że ma pan gościa.
- Tak. - odpowiadam nieśmiało - Czyli mogę go zabrać do domu ?
Zabrzmiało to tak, jakbyśmy ze sobą mieszkali. Charlotte poćwicz nad słowotokiem.
- Jeszcze tylko jedno badanie. Zajmie to około 30 minut.
- Dobrze, poczekam. Tylko szybko mi go oddajcie.
- Spokojnie, cierpliwości.
Lekarz pomaga Nathanowi wsiąść na wózek i kiwając mi na pożegnanie, Nath znika za drzwiami.
Po godzinie zaczynam się martwić, że nie wraca. Dzwoniłam do Oscara, powiedział, że poszedł z Gabrielle w jego sekretne miejsce. Wow ! Jemu serio zależy na tej dziewczynie !
W końcu ! Drzwi się otwierają, a w nich stoi Nathan z kulami w rękach i uśmiechem na twarzy. Jest już ubrany. Ma na sobie miodowe spodnie opuszczone w kroku, biały t-shirt, czarną bejsbolówkę i czapkę beenie. Wygląda jak zawsze świetnie. Uśmiecham się i pomagam mu dokuśtykać do łóżka. Ma nogę w bandażach. Podobno lekkie zwichnięcie i nie musi mieć gipsu.
Kiedy już wszystko jest naszykowane, biorę torbę Nathana. Jest leciutka, tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Drugą ręką chwytam jego dłoń.
- Jak już mamy z tego wyjść, to razem. - mówię
Uśmiechamy się do siebie. Wychodzimy ze sali. Idziemy długimi, wąskimi, biało-niebieskimi korytarzami szpitala. Kiedy z niego wychodzimy, dostrzegam auto mojego szofera. Podchodzę, ale za kierownicą widzę....
niedziela, 7 października 2012
Rozdział 13
*Charlotte*
Budzę się w swoim pokoju. Promienie słoneczne przebijają się przez firanki w oknie obok łóżka. Słyszę, jak mama rozmawia z moim bratem.
- Jest silna. Poradzi sobie. - mówi Oscar
- No nie wiem. Jest taka wrażliwa...
- Ja jej to powiem. Ty idź odpocznij.
Drzwi do mojego pokoju otwierają się. Wchodzi Oscar w samych dresach i full capie. Patrzy na mnie troskliwie. Wzrokiem przesyła współczucie.
- Charlotte - zaczyna - jest coś, o czym musisz wiedzieć.
- Mama zapomniała kupić Ci nowego t-shirtu ? - pokazuję na jego nagi tors
- Nie żartuj. Tu chodzi o coś poważniejszego.
- Więc ? O co ? - denerwuję się
- O Nathana...on...
*Oscar*
Natychmiast wyprowadziłem Char ze szpitala. Nie mogła na to patrzeć. Nie spałem całą noc. Ciągle słyszałem jak płacze. Kiedy ucichła przyszedłem do niej. Nie wiem czemu, ale musiałem sprawdzić jej puls. Spała ...
Rano dostaję telefon ze szpitala. Dzwonią do Char ale ja akurat jestem w pobliżu. Odbieram i momentalnie robię się smutny.
Nathan to mój kumpel. Znamy się niewiele, ale jest całkiem spoko. Jak ja mam jej to powiedzieć ?!
**Charlotte*
Nie ! Dlaczego znów go tracę ?! Kocham go ! Nie chcę, żeby mnie opuszczał ! Nie teraz ! Przez cały miesiąc przy nim byłam. On nie może sobie tak po prostu odejść. Kiedy Oscar powiedział mi, że Nath znów zasnął... Ugh ! Muszę jechać do szpitala ! Muszę jechać do niego ..
Ześlizguję się powoli z łóżka i słabym krokiem ruszam do garderoby. Wyciągam z niej czarne, obcisłe spodnie, białą koszulę z ćwiekami wzdłuż guzików i szarą, jeansową kamizelkę. Kiedy już się ubrałam, biorę czarną torbę i full cap Oscara. Schodzę na dół i z szafy w korytarzu wyciągam skejty. W ręce komórka w nowiutkiej obudowie. Na uszach kolczyki w kształcie nutek od mojej mamy.
W końcu wychodzę i kieruję kroki do szpitala. Muszę się tam dostać jak najszybciej. Martwię się o niego. Ale on ... on przecież ... przecież jego serce przestało bić ! Nie. Muszę odgonić te myśli.
Nim się orientuję docieram do szpitala. Mimo mojej traumy wchodzę do windy, by znaleźć się przy Nathanie szybciej. Prawie tracę równowagę, ale cieszę się, że jadę sama. Co by sobie ludzie pomyśleli ? Wybiegam z windy i pędzę do sali, w której leży mój ukochany. Jest ! Wchodzę i nie mogę wydusić z siebie ani słowa ... Siedzi przy nim Anne !!! Na szczęście nie orientuje się, że weszłam.
- Kochanie, jeśli się tylko obudzisz, będziemy mogli być razem już na zawsze. - uśmiecha się do niego i ściska jego dłoń
Dokładnie tak jak ja wczoraj. Szybko wychodzę i idę do recepcji.
- Przepraszam. - zaczynam - Widziałam jakąś dziewczynę u mojego chłopaka. Mogłaby mi pani powiedzieć, kto to jest ?
- Momencik. Jak nazywa się pani chłopak ?
Pyta, więc jej odpowiadam. Patrzy na mnie jak na wariatkę. Kilka razy muszę pytać, czy nic jej nie jest. W końcu nadchodzi odpowiedź.
- Mówiła, że nazywa się Anne Carter, i że jest jego dziewczyną.
- Ugh ! Jak mogła ? Nienawidzę jej.
- Tylko niech pani nikomu nie mówi, że pani powiedziałam. Nie powinnam..
- Spokojnie. Nikomu nie powiem. Ale mam jeszcze jedną prośbę.
Mówię, że chciałabym, aby wyprosiła tą całą Anne. Od początku szkoły jej nie lubiłam. Kiedy byłam z Marcusem, patrzyła na mnie groźnie, a później mi go odbiła. Nie będzie tak z Nathanem. Nigdy go nie oddam !
Idziemy w kierunku sali, i gdy otwieramy drzwi, ona ciągle obok niego siedzi.
- Przepraszam, ale powinna pani wyjść. - mówi pielęgniarka
- Dlaczego niby ? - Anne spogląda na mnie - A .. rozumiem.
- Okłamała mnie pani. Nie powinna była pani tu wchodzić.
- Ach tak ? Myślałam, że jako jego dziewczyna mogę przy nim być.
Pielęgniarka nie wie co zrobić, więc interweniuję.
- Anne wyjdź stąd ! Dobrze wiesz, że on by nawet na Ciebie nie spojrzał.
- Oj biedulka. Myślisz, że on Cię kocha ? - zbliża się do mnie - Żałosna jesteś.
- A Ty będziesz miała kłopoty, jeśli stąd nie wyjdziesz. - uśmiecham się zadziornie
W jej oczach widzę tylko tysiące gróźb. Bierze swoje rzeczy i szturchając mnie wychodzi ze szpitala. Kiedy już pielęgniarka zostawia nas samych, wybucham płaczem. Podchodzę do łóżka, na którym leży chłopak, którego kocham. Chcę mu to powiedzieć. Wykrzyknąć. Wygląda, jakby spał i zaraz miał się obudzić.
- Kocham Cię. - szepczę
Biorę jego dłoń i pozwalam, aby dotknęła mojego mokrego policzka. Na chwilę zamykam oczy i uśmiecham się na myśl, że on w końcu się obudzi. Gdy je otwieram...
Nim się orientuję docieram do szpitala. Mimo mojej traumy wchodzę do windy, by znaleźć się przy Nathanie szybciej. Prawie tracę równowagę, ale cieszę się, że jadę sama. Co by sobie ludzie pomyśleli ? Wybiegam z windy i pędzę do sali, w której leży mój ukochany. Jest ! Wchodzę i nie mogę wydusić z siebie ani słowa ... Siedzi przy nim Anne !!! Na szczęście nie orientuje się, że weszłam.
- Kochanie, jeśli się tylko obudzisz, będziemy mogli być razem już na zawsze. - uśmiecha się do niego i ściska jego dłoń
Dokładnie tak jak ja wczoraj. Szybko wychodzę i idę do recepcji.
- Przepraszam. - zaczynam - Widziałam jakąś dziewczynę u mojego chłopaka. Mogłaby mi pani powiedzieć, kto to jest ?
- Momencik. Jak nazywa się pani chłopak ?
Pyta, więc jej odpowiadam. Patrzy na mnie jak na wariatkę. Kilka razy muszę pytać, czy nic jej nie jest. W końcu nadchodzi odpowiedź.
- Mówiła, że nazywa się Anne Carter, i że jest jego dziewczyną.
- Ugh ! Jak mogła ? Nienawidzę jej.
- Tylko niech pani nikomu nie mówi, że pani powiedziałam. Nie powinnam..
- Spokojnie. Nikomu nie powiem. Ale mam jeszcze jedną prośbę.
Mówię, że chciałabym, aby wyprosiła tą całą Anne. Od początku szkoły jej nie lubiłam. Kiedy byłam z Marcusem, patrzyła na mnie groźnie, a później mi go odbiła. Nie będzie tak z Nathanem. Nigdy go nie oddam !
Idziemy w kierunku sali, i gdy otwieramy drzwi, ona ciągle obok niego siedzi.
- Przepraszam, ale powinna pani wyjść. - mówi pielęgniarka
- Dlaczego niby ? - Anne spogląda na mnie - A .. rozumiem.
- Okłamała mnie pani. Nie powinna była pani tu wchodzić.
- Ach tak ? Myślałam, że jako jego dziewczyna mogę przy nim być.
Pielęgniarka nie wie co zrobić, więc interweniuję.
- Anne wyjdź stąd ! Dobrze wiesz, że on by nawet na Ciebie nie spojrzał.
- Oj biedulka. Myślisz, że on Cię kocha ? - zbliża się do mnie - Żałosna jesteś.
- A Ty będziesz miała kłopoty, jeśli stąd nie wyjdziesz. - uśmiecham się zadziornie
W jej oczach widzę tylko tysiące gróźb. Bierze swoje rzeczy i szturchając mnie wychodzi ze szpitala. Kiedy już pielęgniarka zostawia nas samych, wybucham płaczem. Podchodzę do łóżka, na którym leży chłopak, którego kocham. Chcę mu to powiedzieć. Wykrzyknąć. Wygląda, jakby spał i zaraz miał się obudzić.
- Kocham Cię. - szepczę
Biorę jego dłoń i pozwalam, aby dotknęła mojego mokrego policzka. Na chwilę zamykam oczy i uśmiecham się na myśl, że on w końcu się obudzi. Gdy je otwieram...
piątek, 5 października 2012
Rozdział 12
*Oscar*
Oj ! Nie dobrze ! Nie dobrze ! Jejku ! Jak ja panikuję !
Razem z Gabrielle przemierzamy korytarze szpitala.
- Paliwo Ci się kończy ? - kpi ze mnie, kiedy podpieram się ściany
- Nie. Kolka mnie złapała.
Zdyszany siadam na zimnej podłodze przed salą. Gabbi wchodzi do środka
- Oscar ! - słyszę
*Charlotte*
Budzę się w ramionach Nathana. O nie ! Szybko wstaję z łóżka szpitalnego, ale przy moich zdolnościach budzę także jego.
- Gdzie idziesz ślicznotko ? - pyta
Chcę przeprosić, ale wczoraj za dużo razy powiedziałam to słowo
- Idę się napić. - kłamię
- Wróć szybko. Ciężko mi się oddycha bez zapachu Twoich perfum.
Uśmiecham się od razu. Całuję go delikatnie w usta i wychodzę. To było słodkie... on jest słodki.
Na korytarzu wysyłam sms do Gabrielle : Natychmiast przyjeżdżajcie do szpitala ! Chodzi o Nathana !
Czekam aż sms się wyśle. Schodzę na dół, do kuchni. Biorę w rękę dwa kubeczki z budyniem czekoladowym i wracam do sali, w której leży Nath. Z uśmiechem podaję mu budyń
- Smacznego śpiochu.
- Ja wcale nie ... - przerywa mu ziewnięcie - ... spałem.
- Przeciągasz się, ziewasz, a kiedy weszłam, miałeś zamknięte oczy.
- Mama się o Ciebie nie martwi ?- zmienia temat
- Mówiłam jej, że całe dnie siedzę u Gabbi i robimy jakiś projekt na chemię.
- Nie sprawdzi tego ?
- Nie zmieniaj tematu ! Spałeś i tyle ! - śmieję się
- Nie spałem. - mówi niewyraźnie z łyżeczką w buzi
- Co śpiochu ?
- Nic.
Nathan udaje obrażonego, a ja znów patrzę na komórkę. Zero odpowiedzi. Nagle do sali wpada Gabbi
- Oscar ! - krzyczy
*Gabrielle*
Jak dobrze jest znów zobaczyć Nath'a z otwartymi oczami ! Od razu wołam Oscara.
- Co się stało ?! - wbiega - Nathan, stary, Ty żyjesz ! - witają się uściskiem ręki - Już zwątpiłem.
Kiedy tylko wypowiada dwa ostatnie słowa dostaje kuskańca od Char.
- Nie rozumiem. - wcina się Nath
Cała trójka tylko na siebie patrzy. To będzie dość dziwne...
*Nathan*
Że co ?! Ty żyjesz ! Już zwątpiłem ! Nic z tego nie rozumiem. Nagle Charlotte chwyta moją dłoń.
- Nathan... nie mam pojęcia, jak na to zareagujesz, ale, błagam, nie denerwuj się.
Kiedy ściska moją rękę bardziej, a cała trójka zaczyna opowiadać, myślę, że to cud, że w ogóle się obudziłem. Ale robi mi się słabo, zaczynam kaszleć, po chwili tracę przytomność... ciemność...
Charlotte ? Gdzie jesteś ? Boję się ....
*Charlotte*
Nie mogę w to uwierzyć ! W głowie cały czas widok tego przeklętego urządzenia pokazującego podłużną, zieloną kreskę i okropny dźwięk ! Chcę rozwalić ten monitor, ale Gabrielle i Oscar mnie wyprowadzają. Płaczę na korytarzu dopóki również nie widzę ciemności, tak jak Nathan. Od miesiąca marzyłam, żeby otwarł oczy i kiedy w końcu ze mną porozmawiał ...
Oj ! Nie dobrze ! Nie dobrze ! Jejku ! Jak ja panikuję !
Razem z Gabrielle przemierzamy korytarze szpitala.
- Paliwo Ci się kończy ? - kpi ze mnie, kiedy podpieram się ściany
- Nie. Kolka mnie złapała.
Zdyszany siadam na zimnej podłodze przed salą. Gabbi wchodzi do środka
- Oscar ! - słyszę
*Charlotte*
Budzę się w ramionach Nathana. O nie ! Szybko wstaję z łóżka szpitalnego, ale przy moich zdolnościach budzę także jego.
- Gdzie idziesz ślicznotko ? - pyta
Chcę przeprosić, ale wczoraj za dużo razy powiedziałam to słowo
- Idę się napić. - kłamię
- Wróć szybko. Ciężko mi się oddycha bez zapachu Twoich perfum.
Uśmiecham się od razu. Całuję go delikatnie w usta i wychodzę. To było słodkie... on jest słodki.
Na korytarzu wysyłam sms do Gabrielle : Natychmiast przyjeżdżajcie do szpitala ! Chodzi o Nathana !
Czekam aż sms się wyśle. Schodzę na dół, do kuchni. Biorę w rękę dwa kubeczki z budyniem czekoladowym i wracam do sali, w której leży Nath. Z uśmiechem podaję mu budyń
- Smacznego śpiochu.
- Ja wcale nie ... - przerywa mu ziewnięcie - ... spałem.
- Przeciągasz się, ziewasz, a kiedy weszłam, miałeś zamknięte oczy.
- Mama się o Ciebie nie martwi ?- zmienia temat
- Mówiłam jej, że całe dnie siedzę u Gabbi i robimy jakiś projekt na chemię.
- Nie sprawdzi tego ?
- Nie zmieniaj tematu ! Spałeś i tyle ! - śmieję się
- Nie spałem. - mówi niewyraźnie z łyżeczką w buzi
- Co śpiochu ?
- Nic.
Nathan udaje obrażonego, a ja znów patrzę na komórkę. Zero odpowiedzi. Nagle do sali wpada Gabbi
- Oscar ! - krzyczy
*Gabrielle*
Jak dobrze jest znów zobaczyć Nath'a z otwartymi oczami ! Od razu wołam Oscara.
- Co się stało ?! - wbiega - Nathan, stary, Ty żyjesz ! - witają się uściskiem ręki - Już zwątpiłem.
Kiedy tylko wypowiada dwa ostatnie słowa dostaje kuskańca od Char.
- Nie rozumiem. - wcina się Nath
Cała trójka tylko na siebie patrzy. To będzie dość dziwne...
*Nathan*
Że co ?! Ty żyjesz ! Już zwątpiłem ! Nic z tego nie rozumiem. Nagle Charlotte chwyta moją dłoń.
- Nathan... nie mam pojęcia, jak na to zareagujesz, ale, błagam, nie denerwuj się.
Kiedy ściska moją rękę bardziej, a cała trójka zaczyna opowiadać, myślę, że to cud, że w ogóle się obudziłem. Ale robi mi się słabo, zaczynam kaszleć, po chwili tracę przytomność... ciemność...
Charlotte ? Gdzie jesteś ? Boję się ....
*Charlotte*
Nie mogę w to uwierzyć ! W głowie cały czas widok tego przeklętego urządzenia pokazującego podłużną, zieloną kreskę i okropny dźwięk ! Chcę rozwalić ten monitor, ale Gabrielle i Oscar mnie wyprowadzają. Płaczę na korytarzu dopóki również nie widzę ciemności, tak jak Nathan. Od miesiąca marzyłam, żeby otwarł oczy i kiedy w końcu ze mną porozmawiał ...
środa, 3 października 2012
Rozdział 11
*Nathan*
O kurde.. Głowa mnie boli. I jeszcze brzuch i klatka piersiowa. A skoro już tak narzekam, to nie mogę ruszać ręką. Otwieram oczy. Najpierw ostre światło bije mnie po tęczówkach, chwilę później się uspokaja. Patrzę w lewo. Piękny krajobraz za oknem. Jesienne liście zdobią chodniki w parku. Przerzucam wzrok w prawą stronę. Widzę jakąś dziewczynę, która ... -,- to dlatego nie mogłem ruszać ręką. Ściska ją mocno, a jej głowa oparta jest o łóżko. Chyba śpi. Nie mogę dostrzec jej oczu przez burzę brązowych włosów.... CHARLOTTE ! Chciałbym jej coś powiedzieć, ale nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. O co tu chodzi ? Co się stało ? W końcu udaje mi się odchrząknąć i ledwo co wypowiadam jej imię. Ona powoli unosi głowę i odgarnia włosy. Dopiero teraz widzę jej pełne, różowe usta, mokre policzki i podkrążone oczy. Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Nathan ? - pyta po chwili - Nathan, obudziłeś się ! - podnosi moją dłoń i pozwala mi potknąć jej policzka
- Płakałaś...
- Bałam się.
- Czego ? Przecież wszystko jest dobrze.
- Nie Nathan. Nienawidzisz mnie. - spuszcza wzrok, ale po chwili znów na mnie patrzy - Ale musiałam tu czekać. Musiałam czekać na Ciebie.
- Nie rozumiem.
Char wstaje i podchodzi do stoliczka na drugim końcu sali. Przypomina mi się wypad z kumplami w Gloucester. Poszliśmy do KFC. Słyszę trzaski plastikowego kubeczka od shake'a i zgrzytanie słomki, która próbuje przecisnąć się przez dziurę w wieczku.
Po chwili wraca. Daje mi ten kubeczek i pociąga nosem.
- Masz. Napij się. - mówi
Chwilę patrzę na zawartość, ale Char uspokaja mnie mówiąc, że to tylko woda. Żadnych lekarstw ! Oddycham z ulgą i w jednej nanosekundzie opróżniam kubek, który ląduje na szafce nocnej obok mojego łóżka. Ruch nadal sprawia mi ból, ale nie chcę okazywać słabości przy Charlotte.
- Boli ? - pyta troskliwie
Chyba zauważyła mój niezadowolony wyraz twarzy kiedy chciałem się obrócić.
- Nie. Wszystko w porządku. Mówiłem Ci. - uśmiecham się do niej, lecz ona ciągle jest smutna - A u Ciebie ? Bo żebyś promieniała, to ja nie widzę.
- Nie jest mi do śmiechu. Jesteś tutaj przeze mnie.
Kryje twarz w dłoniach. Po chwili słyszę cichy płacz.
- Char ? Ej ? Nie płacz. - głaszczę ją po włosach
- Taka prawda. - odkrywa zaczerwienione oczy i ciągnie dalej - Ja nie chciałam. Ale myślałam, że jak nie powiem Ci tego teraz, to później ode mnie uciekniesz.
Ja przecież tak zrobiłem... No tak ! Wszystko sobie przypominam ! Mówiła .. echh nie ważne.. Nie chcę tego pamiętać. Pisk opon. Straszny ból.... Suuuuper. Chyba potrąciło mnie auto. Na samą myśl wszystko mnie boli.
- To nie Twoja wina. Sam wyszedłem na ulicę nie patrząc, czy coś jedzie.
- Nie słyszałeś ?
- Miałem słuchawki w uszach i patrzyłem się na swoje tenisówki... a później usłyszałem jak mnie wołasz i nic.. ciemność.
- Przepraszam. - szepcze - Nie chciałam
Wycieram łzę, która spływa po jej policzku. Uśmiecham się do niej, ale ona ucieka od mojego wzroku. Przypominam sobie nasz pocałunek w kuchni. Nasze pierwsze spotkanie. Fajnie czasem być niezdarą.
- To nie Twoja wina. - powtarzam - Chodź tu.
- Nie. Nie ruszaj się. Będzie bolało.
- Chciałbym Cię przytulić. Nawet nie wiem, jak długo już nie miałem w ramionach takiej pięknej dziewczyny.
W końcu nie wytrzymuje i uśmiecha się. Robi mi się od tego ciepło. Lubię jak się uśmiecha.
- Przesuń się. - żartuje i siada na łóżku
- Ciągle trzymasz moją dłoń.
- Przepraszam ..
- Przestań przepraszać. Nie masz za co.
- Mam. Mogłabym przepraszać Cię w nieskończoność...
- Przestań.
- To Ty przestań mi przerywać ! - śmieje się
- To chodź tu koło mnie.
Wtedy puściła moją rękę i pozwoliła mi ją przytulić. Fajnie było znów czuć jej perfum. Nadal nie rozgryzłem jakiego zapachu używa, ale wszystko jedno. Na niej pachnie ładnie. Na samą myśl się uśmiecham. Dopiero teraz spostrzegam, że patrzy na mnie i przesuwa opuszkami palców po moim policzku.
- Ja też Cię kocham. - mówię i całuję ją delikatnie w usta
*Oscar*
- Mamo ! Spokojnie ! Jestem pewny, że niedługo wróci. - jak ja nienawidzę kłótni z moją mamą -,-
- Dzwoń do niej ! Albo jedź po nią !
- Mamo, Charlotte jest dużą dziewczynką i na pewno sobie poradzi.
- Wiesz chociaż gdzie ona przesiaduje całe dnie od .. miesiąca ? - mama ze zdenerwowania siada na kanapie
- Tak. Jest w szpitalu.
- Co ?!
- Ale spokojnie, mamo. Jej kolega miał wypadek i ona się nim opiekuje. - mama oddycha z ulgą - A tak przy okazji, to ja mam dziewczynę.
Korzystam z sytuacji i wymykam się jak najszybciej z domu. W ręce trzymam telefon i wybieram numer Gabrielle
- Kochanie będziesz gotowa za dwie minuty ?
- No .. tak. A o co chodzi ?
- Zabieram Cię do szpitala.
- Ale Ty romantyczny. - jakbym ją widział, właśnie teraz przewraca oczami
- Do Char.
- Noo ! To zmienia postać rzeczy ! Za ile będziesz ?
*Gabrielle*
Kiedy Oscar nic nie odpowiada słyszę dzwonek do drzwi.
Zbiegam na dół i otwieram zanim zrobi to moja mama.
- To jednak jest kiepski pomysł, że mieszkamy tak blisko siebie. - stwierdzam
- Dlaczego ? Mi to odpowiada. Za dużo na paliwo nie wydaję.
- Jakie paliwo ?
Oscar robi dziwne przedstawienie ze stukaniem dłońmi w buty i rusza się ... znaczy tańczy .. chyba. Ja w końcu nie mogę wytrzymać i wybucham śmiechem.
- Jesteś stuknięty !
- Za to mnie kochasz. - podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie
Odrywam się od niego, gdy czuję wibracje w dłoni. To moja komórka i... sms od Charlotte !
Kiedy go przeczytałam i podałam Oscarowi, jedno było pewne. Musimy natychmiast jechać do szpitala !
O kurde.. Głowa mnie boli. I jeszcze brzuch i klatka piersiowa. A skoro już tak narzekam, to nie mogę ruszać ręką. Otwieram oczy. Najpierw ostre światło bije mnie po tęczówkach, chwilę później się uspokaja. Patrzę w lewo. Piękny krajobraz za oknem. Jesienne liście zdobią chodniki w parku. Przerzucam wzrok w prawą stronę. Widzę jakąś dziewczynę, która ... -,- to dlatego nie mogłem ruszać ręką. Ściska ją mocno, a jej głowa oparta jest o łóżko. Chyba śpi. Nie mogę dostrzec jej oczu przez burzę brązowych włosów.... CHARLOTTE ! Chciałbym jej coś powiedzieć, ale nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. O co tu chodzi ? Co się stało ? W końcu udaje mi się odchrząknąć i ledwo co wypowiadam jej imię. Ona powoli unosi głowę i odgarnia włosy. Dopiero teraz widzę jej pełne, różowe usta, mokre policzki i podkrążone oczy. Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Nathan ? - pyta po chwili - Nathan, obudziłeś się ! - podnosi moją dłoń i pozwala mi potknąć jej policzka
- Płakałaś...
- Bałam się.
- Czego ? Przecież wszystko jest dobrze.
- Nie Nathan. Nienawidzisz mnie. - spuszcza wzrok, ale po chwili znów na mnie patrzy - Ale musiałam tu czekać. Musiałam czekać na Ciebie.
- Nie rozumiem.
Char wstaje i podchodzi do stoliczka na drugim końcu sali. Przypomina mi się wypad z kumplami w Gloucester. Poszliśmy do KFC. Słyszę trzaski plastikowego kubeczka od shake'a i zgrzytanie słomki, która próbuje przecisnąć się przez dziurę w wieczku.
Po chwili wraca. Daje mi ten kubeczek i pociąga nosem.
- Masz. Napij się. - mówi
Chwilę patrzę na zawartość, ale Char uspokaja mnie mówiąc, że to tylko woda. Żadnych lekarstw ! Oddycham z ulgą i w jednej nanosekundzie opróżniam kubek, który ląduje na szafce nocnej obok mojego łóżka. Ruch nadal sprawia mi ból, ale nie chcę okazywać słabości przy Charlotte.
- Boli ? - pyta troskliwie
Chyba zauważyła mój niezadowolony wyraz twarzy kiedy chciałem się obrócić.
- Nie. Wszystko w porządku. Mówiłem Ci. - uśmiecham się do niej, lecz ona ciągle jest smutna - A u Ciebie ? Bo żebyś promieniała, to ja nie widzę.
- Nie jest mi do śmiechu. Jesteś tutaj przeze mnie.
Kryje twarz w dłoniach. Po chwili słyszę cichy płacz.
- Char ? Ej ? Nie płacz. - głaszczę ją po włosach
- Taka prawda. - odkrywa zaczerwienione oczy i ciągnie dalej - Ja nie chciałam. Ale myślałam, że jak nie powiem Ci tego teraz, to później ode mnie uciekniesz.
Ja przecież tak zrobiłem... No tak ! Wszystko sobie przypominam ! Mówiła .. echh nie ważne.. Nie chcę tego pamiętać. Pisk opon. Straszny ból.... Suuuuper. Chyba potrąciło mnie auto. Na samą myśl wszystko mnie boli.
- To nie Twoja wina. Sam wyszedłem na ulicę nie patrząc, czy coś jedzie.
- Nie słyszałeś ?
- Miałem słuchawki w uszach i patrzyłem się na swoje tenisówki... a później usłyszałem jak mnie wołasz i nic.. ciemność.
- Przepraszam. - szepcze - Nie chciałam
Wycieram łzę, która spływa po jej policzku. Uśmiecham się do niej, ale ona ucieka od mojego wzroku. Przypominam sobie nasz pocałunek w kuchni. Nasze pierwsze spotkanie. Fajnie czasem być niezdarą.
- To nie Twoja wina. - powtarzam - Chodź tu.
- Nie. Nie ruszaj się. Będzie bolało.
- Chciałbym Cię przytulić. Nawet nie wiem, jak długo już nie miałem w ramionach takiej pięknej dziewczyny.
W końcu nie wytrzymuje i uśmiecha się. Robi mi się od tego ciepło. Lubię jak się uśmiecha.
- Przesuń się. - żartuje i siada na łóżku
- Ciągle trzymasz moją dłoń.
- Przepraszam ..
- Przestań przepraszać. Nie masz za co.
- Mam. Mogłabym przepraszać Cię w nieskończoność...
- Przestań.
- To Ty przestań mi przerywać ! - śmieje się
- To chodź tu koło mnie.
Wtedy puściła moją rękę i pozwoliła mi ją przytulić. Fajnie było znów czuć jej perfum. Nadal nie rozgryzłem jakiego zapachu używa, ale wszystko jedno. Na niej pachnie ładnie. Na samą myśl się uśmiecham. Dopiero teraz spostrzegam, że patrzy na mnie i przesuwa opuszkami palców po moim policzku.
- Ja też Cię kocham. - mówię i całuję ją delikatnie w usta
*Oscar*
- Mamo ! Spokojnie ! Jestem pewny, że niedługo wróci. - jak ja nienawidzę kłótni z moją mamą -,-
- Dzwoń do niej ! Albo jedź po nią !
- Mamo, Charlotte jest dużą dziewczynką i na pewno sobie poradzi.
- Wiesz chociaż gdzie ona przesiaduje całe dnie od .. miesiąca ? - mama ze zdenerwowania siada na kanapie
- Tak. Jest w szpitalu.
- Co ?!
- Ale spokojnie, mamo. Jej kolega miał wypadek i ona się nim opiekuje. - mama oddycha z ulgą - A tak przy okazji, to ja mam dziewczynę.
Korzystam z sytuacji i wymykam się jak najszybciej z domu. W ręce trzymam telefon i wybieram numer Gabrielle
- Kochanie będziesz gotowa za dwie minuty ?
- No .. tak. A o co chodzi ?
- Zabieram Cię do szpitala.
- Ale Ty romantyczny. - jakbym ją widział, właśnie teraz przewraca oczami
- Do Char.
- Noo ! To zmienia postać rzeczy ! Za ile będziesz ?
*Gabrielle*
Kiedy Oscar nic nie odpowiada słyszę dzwonek do drzwi.
Zbiegam na dół i otwieram zanim zrobi to moja mama.
- To jednak jest kiepski pomysł, że mieszkamy tak blisko siebie. - stwierdzam
- Dlaczego ? Mi to odpowiada. Za dużo na paliwo nie wydaję.
- Jakie paliwo ?
Oscar robi dziwne przedstawienie ze stukaniem dłońmi w buty i rusza się ... znaczy tańczy .. chyba. Ja w końcu nie mogę wytrzymać i wybucham śmiechem.
- Jesteś stuknięty !
- Za to mnie kochasz. - podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie
Odrywam się od niego, gdy czuję wibracje w dłoni. To moja komórka i... sms od Charlotte !
Kiedy go przeczytałam i podałam Oscarowi, jedno było pewne. Musimy natychmiast jechać do szpitala !
wtorek, 2 października 2012
Rozdział 1O
*Gabrielle*
O nie ! Nie mogę w to uwierzyć ! Natychmiast z Oscarem jedziemy do szpitala !
Pielęgniarka prowadzi nas labiryntem korytarzy, aż nie widzę płaczącej Char. Podbiegam do niej i pytam :
- Char ! Co się stało ?!
Bez słowa wtula się we mnie.
- Siostra ! Wiedziałem, że mogłem Cię odwieźć ! - krzyczy Oscar
- To nie jej wina !
- Może moja ?!
- Przestańcie... - szepcze Charlotte
Najwidoczniej sprawia jej to ból
- Gdzie jest Nathan ?
- Na sali operacyjnej... - wypowiada cicho
- Pomaga przy zabiegu ? - pyta głupio Oscar
- Nie idioto ! On jest operowany ! - wybucham
Twarz Charlotte w jednym momencie zakrywa burza brązowych włosów niczym zasłona, w której się chowa.
*Charlotte*
Jasne światło. Białe ściany. Rytmiczne pikanie jakiegoś urządzenia z prawej strony. Z trudem otwieram oczy. Podnoszę rękę. Jakieś rurki, kabelki i inne bajery. Wszystko mnie boli. Nathan - szepczę.
Chciałabym to być ja ! On nie może przeze mnie cierpieć ! Kocham go ! Teraz to wiem !
Podchodzi lekarz, a ja podskakuję na niewygodnym krześle.
- Panie doktorze, błagam, niech pan powie, że z nim wszystko w porządku ! - rzucam się na mężczyznę w białym fartuchu, lecz upadam na kolana przed nim .... nie mam siły wstać, a on klęka przede mną trzymając moje ramię
- Przykro mi..
NIE !!! - chcę krzyknąć jak najgłośniej ! Lecz dokańcza zdanie :
- .. Niewiele brakowało, żebyśmy go stracili.
Słyszę z tyłu oddechy ulgi, jednak ja ciągle chcę mieć nadzieję, że on wyjdzie z tego cało !
- A dalej ?! A co dalej ?! Uratowaliście go ! Prawda ?! - krzyczę mimo wyczerpania
- No właśnie ... w tym problem. Pan Sykes jest w śpiączce. Nie wiemy kiedy się obudzi i czy... - urywa na chwilę i patrzy mi w oczy - .. i czy w ogóle się obudzi.
- Nie. - szepczę
On nie będzie przeze mnie cierpiał ! Chcę czuć ten ból co on, ale sto razy większy. Co ja zrobiłam ? Jestem nikim .... to mnie zniszczyło, ale nie pozwolę, żeby zniszczyło Nathana. Muszę do niego iść.
- Gdzie on jest ? - mówię ostatkiem sił
- Na sali pooperacyjnej.
- Niech pan pomoże mi wstać.
Lekarz najpierw podpiera się jedną ręką i już stoi na nogach. Łapie mnie za nadgarstek i w pasie. Muszę się czegoś złapać ! Czuję jak tracę równowagę, ale nie upadam. Muszę mieć siłę, żeby powiedzieć Nathanowi co do niego czuję. Ruszam chwiejnym krokiem do sali wyznaczonej przez lekarza. W końcu stoję przed jej drzwiami. Zaglądam przez okienko. Kompletnie inny człowiek ! Jak on wygląda ?! Wchodzę do środka. On śpi. Siadam na krześle przy łóżku i ściskam jego dłoń. Chwilę patrzę na jego twarz, gładzę ręką jego policzek i wybucham płaczem. Kilka minut później jednak znajduję opanowanie.
- Nathan. - mówię cicho - Nathan to ja. Obudź się. To ja, Charlotte. Błagam. Otwórz oczy. Nathan .... kocham Cię. - ostatnie dwa słowa wypowiadam szeptem
- Przykro mi, ale on się nie obudzi. - podchodzi do mnie Gabbi i przytula z całych sił - Jest w śpiączce.
- Opowiedz mi o tym.
Gabrielle bierze krzesło i siada obok mnie.
- On śpi. Po prostu śpi głębokim snem. Ale słyszy co do niego mówisz. Bardzo chciałby się odezwać, ale nie umie. Zobaczysz. Jestem pewna, że jak wstanie, to odpowie Ci na wszystko. - całuje mnie w czoło i dodaje - Muszę iść. Oscar mnie odwiezie i za chwilę wróci. Bądź grzeczna little angel.
- Nie idź. - mówię, ale już jest za drzwiami
Ściskam mocniej rękę Nathana. Tym razem ja jestem pewna, że nie słyszał mojego kocham.
- Nathan. - wołam go zdecydowanie - Otwórz oczy. Spójrz na mnie. Kocham Cię.
Uśmiecham się do niego, ale urządzenie obok mnie zaczyna wariować. Zdaje mi się, jak Nathan porusza powiekami. Jakby mruga i znów zasypia. Lekarze natychmiast mnie wypraszają. Patrzę przez ogromną szybę jak go defibrylują. Doganiają mnie dreszcze przebiegające po całym moim ciele. Drżę. Moje tęczówki znów są puste. Z transu wyrywa mnie moje odbicie. Zasunęli żaluzje, żebym nie widziała, jak próbują ratować Nathana ....
Nathan. Kocham Cię. Wróć do mnie ....
O nie ! Nie mogę w to uwierzyć ! Natychmiast z Oscarem jedziemy do szpitala !
Pielęgniarka prowadzi nas labiryntem korytarzy, aż nie widzę płaczącej Char. Podbiegam do niej i pytam :
- Char ! Co się stało ?!
Bez słowa wtula się we mnie.
- Siostra ! Wiedziałem, że mogłem Cię odwieźć ! - krzyczy Oscar
- To nie jej wina !
- Może moja ?!
- Przestańcie... - szepcze Charlotte
Najwidoczniej sprawia jej to ból
- Gdzie jest Nathan ?
- Na sali operacyjnej... - wypowiada cicho
- Pomaga przy zabiegu ? - pyta głupio Oscar
- Nie idioto ! On jest operowany ! - wybucham
Twarz Charlotte w jednym momencie zakrywa burza brązowych włosów niczym zasłona, w której się chowa.
*Charlotte*
Jasne światło. Białe ściany. Rytmiczne pikanie jakiegoś urządzenia z prawej strony. Z trudem otwieram oczy. Podnoszę rękę. Jakieś rurki, kabelki i inne bajery. Wszystko mnie boli. Nathan - szepczę.
Chciałabym to być ja ! On nie może przeze mnie cierpieć ! Kocham go ! Teraz to wiem !
Podchodzi lekarz, a ja podskakuję na niewygodnym krześle.
- Panie doktorze, błagam, niech pan powie, że z nim wszystko w porządku ! - rzucam się na mężczyznę w białym fartuchu, lecz upadam na kolana przed nim .... nie mam siły wstać, a on klęka przede mną trzymając moje ramię
- Przykro mi..
NIE !!! - chcę krzyknąć jak najgłośniej ! Lecz dokańcza zdanie :
- .. Niewiele brakowało, żebyśmy go stracili.
Słyszę z tyłu oddechy ulgi, jednak ja ciągle chcę mieć nadzieję, że on wyjdzie z tego cało !
- A dalej ?! A co dalej ?! Uratowaliście go ! Prawda ?! - krzyczę mimo wyczerpania
- No właśnie ... w tym problem. Pan Sykes jest w śpiączce. Nie wiemy kiedy się obudzi i czy... - urywa na chwilę i patrzy mi w oczy - .. i czy w ogóle się obudzi.
- Nie. - szepczę
On nie będzie przeze mnie cierpiał ! Chcę czuć ten ból co on, ale sto razy większy. Co ja zrobiłam ? Jestem nikim .... to mnie zniszczyło, ale nie pozwolę, żeby zniszczyło Nathana. Muszę do niego iść.
- Gdzie on jest ? - mówię ostatkiem sił
- Na sali pooperacyjnej.
- Niech pan pomoże mi wstać.
Lekarz najpierw podpiera się jedną ręką i już stoi na nogach. Łapie mnie za nadgarstek i w pasie. Muszę się czegoś złapać ! Czuję jak tracę równowagę, ale nie upadam. Muszę mieć siłę, żeby powiedzieć Nathanowi co do niego czuję. Ruszam chwiejnym krokiem do sali wyznaczonej przez lekarza. W końcu stoję przed jej drzwiami. Zaglądam przez okienko. Kompletnie inny człowiek ! Jak on wygląda ?! Wchodzę do środka. On śpi. Siadam na krześle przy łóżku i ściskam jego dłoń. Chwilę patrzę na jego twarz, gładzę ręką jego policzek i wybucham płaczem. Kilka minut później jednak znajduję opanowanie.
- Nathan. - mówię cicho - Nathan to ja. Obudź się. To ja, Charlotte. Błagam. Otwórz oczy. Nathan .... kocham Cię. - ostatnie dwa słowa wypowiadam szeptem
- Przykro mi, ale on się nie obudzi. - podchodzi do mnie Gabbi i przytula z całych sił - Jest w śpiączce.
- Opowiedz mi o tym.
Gabrielle bierze krzesło i siada obok mnie.
- On śpi. Po prostu śpi głębokim snem. Ale słyszy co do niego mówisz. Bardzo chciałby się odezwać, ale nie umie. Zobaczysz. Jestem pewna, że jak wstanie, to odpowie Ci na wszystko. - całuje mnie w czoło i dodaje - Muszę iść. Oscar mnie odwiezie i za chwilę wróci. Bądź grzeczna little angel.
- Nie idź. - mówię, ale już jest za drzwiami
Ściskam mocniej rękę Nathana. Tym razem ja jestem pewna, że nie słyszał mojego kocham.
- Nathan. - wołam go zdecydowanie - Otwórz oczy. Spójrz na mnie. Kocham Cię.
Uśmiecham się do niego, ale urządzenie obok mnie zaczyna wariować. Zdaje mi się, jak Nathan porusza powiekami. Jakby mruga i znów zasypia. Lekarze natychmiast mnie wypraszają. Patrzę przez ogromną szybę jak go defibrylują. Doganiają mnie dreszcze przebiegające po całym moim ciele. Drżę. Moje tęczówki znów są puste. Z transu wyrywa mnie moje odbicie. Zasunęli żaluzje, żebym nie widziała, jak próbują ratować Nathana ....
Nathan. Kocham Cię. Wróć do mnie ....
poniedziałek, 1 października 2012
Rozdział 9
*Nathan*
Obejmowałem ją. Czułem zapach jej perfum, które uwielbiam od dwóch dni. Wiedziałem. Kocham ją od momentu, jak pierwszy raz na siebie wpadliśmy.
Obejmowałem ją. Była jak mój prywatny narkotyk. Pragnąłem jej...
Obejmowałem ją. Nagle usłyszałem syreny. Turn on. Włączyłem się z powrotem do życia. Dopiero teraz zobaczyłem, że płakała :
- Ej ? Co się dzieje ? - spytałem od razu
- Uciekajmy !
Krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Nie patrzyłem pod nogi. Patrzyłem na bransoletkę, która tańczyła na jej nadgarstku, kiedy podwinął się rękaw jej bluzy.
- Gdzie biegniemy ?
- Przed siebie !
Zatrzymaliśmy się w jakimś małym lesie. Kilka drzew i droga na uboczu. O co chodzi ?
- Wszystko przez Marcusa ! - krzyknęła
Wtedy tylko ją przytuliłem. Usłyszałem jak szlocha. Pozwoliłem sobie oderwać się od niej.
- Wszystko będzie dobrze. - pocałowałem jej czoło
- Nie będzie. Ścigają go...
Płacz znów jej przerwał. Cofnęła się kilka kroków i oparła o drzewo.
- Za co ? - zdziwiłem się
- Za narkotyki. - ledwo co to powiedziała
Stanąłem jak wryty. Narkotyki ?! Że co ?! To dlatego Gabrielle mówiła o nim tyle złych rzeczy !
- Wszystko będzie dobrze. - powtórzyłem
Podszedłem do niej i ponownie pozwoliłem, aby zatopiła się w moich ramionach.
*Charlotte*
O nie ! Powiedziałam mu ! .. nie zna jeszcze całej prawdy.. Ale nie mogę mu tego powiedzieć ! Jak to będzie wyglądało ?! Cześć Nathan ! Mam na imię Charlotte, jestem w Tobie zakochana do szaleństwa, przez co zerwałam z chłopakiem-dilerem, który karmił mnie narkotykami przez ostatnie dwa lata ! Tak, tak. Ćpałam ! Ale moi rodzice o tym nie wiedzą ! Są zbyt idealni. Wiesz jak to wszystko mnie teraz boli ?! Jak trafiłam do szpitala, Marcus musiał okłamać wszystkich, że nie mam rodziny i jedyną osobą jaka mi została jest on sam ! O mało co nie umarłam od narkotyków ! Znowu zaczęłam ćpać i ... poznałam Ciebie ! A teraz chowamy się w lesie przed policją, która goni mojego ... byłego (?!) , a ja chcę tylko Cię znowu pocałować ! Bożeee ... nie chciałabym wiedzieć, co by sobie o mnie pomyślał ...
W pewnym momencie usłyszałam jakby ciche Kocham Cię w tonacji jego głosu. Powoli spojrzałam mu w oczy, na usta, i tak jeszcze kilka razy raz na to, raz na to. Czułam, że zaraz nie wytrzymam. Że rzucę się na niego i zabiję tymi pocałunkami.
Powoli zbliżyłam się do niego i pocałowałam w policzek. Już sekundę później pożerałam jego język.
Koniec ! Z rozmyśleń wyrwał mnie pisk opon i ostre odgłosy syren radiowozów. Chwyciłam Nathana za szyję i pociągnęłam za sobą na ziemię. Los chciał, że wylądował na mnie ! Kiedy te hałasy zdawały się być daleko od nas, przemówił z uśmiechem
- A to co ? Jakieś karate, czy masz potrzeby ?
- Ughh .. jakbyś chciał już koniecznie wiedzieć - wstałam i zaczęłam otrzepywać się z liści - to próbuję uratować Ci życie.
Popatrzyłam na niego z pogardą.
- Dobrze. Rozumiem i dziękuję. Masz tu ... liścia. - znów uśmiech i ściągnął mi z dekoltu mały jesienny listek w kolorze wyblakłej żółci.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wie...
Niestety, a może na szczęście, nie dokończyłam zdania, bo pan Sykes mnie pocałował. Nie cieszyłam się tym długo, ponieważ poczułam wibracje w kieszeni. Odrywając się od niego wyjęłam z niej komórkę i od razu odebrałam.
*Oscar*
- Charlotte Julie Davies ! - krzyknąłem do słuchawki - Gdzie Ty jesteś ?! Ja i Gabrielle się martwimy !
- Przepraszam braciszku. Powinnam była zadzwonić, ale przyjechała policja i ..
- POLICJA ?! Czemu nic nie powiedziałaś ?!
- Idiota... - dodała szeptem
- Co ?! Coś przerywa ! Powtórz !
- No mogłam.
- Musiałaś ! Gdzie jesteś ? Zaraz po Ciebie przyjedziemy.
- Nie trzeba. Nathan mnie odprowadzi.
- Jak chcesz. Dzwoń jeśli coś będzie się działo.
- Dobrze.
Kiedy tylko odłożyłem słuchawkę zaczęła się rozmowa z Gabbi
- I ? - pytała
- Nie wiem gdzie jest. Wiem tylko, że pod dom Marcusa przyjechała policja. Zwiał..
- Skąd wiesz ?
- Zawsze ucieka, oni go gonią, później gubią, a on wraca do porządku dilera.
- EJ ? - ujęła moją twarz w swoje delikatne dłonie - Nie martw się nim. Teraz jesteśmy tylko ja i Ty. - pocałowała czubek mojego nosa
- Kocham Cię. - powiedziałem z uśmiechem
- Ja Ciebie też.
*Charlotte*
Nie mogę uwierzyć ! Znamy się dwa dni, a już trzymamy się za ręce w drodze do mojego domu ! Niesamowite !
- Muszę Ci coś powiedzieć i sądzę, że jest to dobry moment również na przeprosiny. - spojrzał na mnie pytająco - Chcę Ci wyjawić prawdę o mojej przeszłości i trochę teraźniejszości. - spuściłam wzrok - Ja ... ja coś do Ciebie czuję.... i nie chcę, żebyś uciekł, kiedy powiem Ci co robiłam. - łzy napłynęły mi do oczu, a moje policzki strasznie piekły
- Nie ucieknę. Obiecuję. - to ostatnie słowo wypowiada szeptem i podnosi moją twarz delikatnie łapiąc za podbródek
- Nathan ... ja ... ja brałam narkotyki.
Spojrzałam mu w oczy, a on spuścił ręce i oddalił się ode mnie na krok. Wiedziałam ! Ughh ! Idiotka ze mnie !
- Co ?!
- Marcus ... on .. jest dilerem ... i on ... on mi dawał te narkotyki.
- Co ?! - powtórzył
- Kiedyś .. kiedyś to była moja ucieczka od problemów, jak i moje zajęcie w czasie wolnym.
- Dużo miałaś tych kłopotów ?
- No właśnie niewiele
- A czasu ?
Moje milczenie można było uznać za dwa wybuchowe słowa `Masakrycznie dużo!`
Panie i panowie ! Właśnie beznadzieja Charlotte zmarnowała swoją szansę u chłopaka, bo była narkomanką !
Dobra ! Bez paniki ! Momencik ..
- Muszę sobie wszystko przemyśleć. - Nath zrobił jeszcze kilka kroków do tyłu i w końcu zniknął na tle południowego słońca.
Stałam i patrzyłam jak się oddala. Mój wzrok był pusty. Zdawało mi się, że moje tęczówki nabierają szarego, przezroczystego koloru... w ogóle nie miały koloru ... dopóki nie usłyszałam trzasku i pisku opon.
- Nathan !!!! - zdążyłam jedynie krzyknąć...
Obejmowałem ją. Czułem zapach jej perfum, które uwielbiam od dwóch dni. Wiedziałem. Kocham ją od momentu, jak pierwszy raz na siebie wpadliśmy.
Obejmowałem ją. Była jak mój prywatny narkotyk. Pragnąłem jej...
Obejmowałem ją. Nagle usłyszałem syreny. Turn on. Włączyłem się z powrotem do życia. Dopiero teraz zobaczyłem, że płakała :
- Ej ? Co się dzieje ? - spytałem od razu
- Uciekajmy !
Krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Nie patrzyłem pod nogi. Patrzyłem na bransoletkę, która tańczyła na jej nadgarstku, kiedy podwinął się rękaw jej bluzy.
- Gdzie biegniemy ?
- Przed siebie !
Zatrzymaliśmy się w jakimś małym lesie. Kilka drzew i droga na uboczu. O co chodzi ?
- Wszystko przez Marcusa ! - krzyknęła
Wtedy tylko ją przytuliłem. Usłyszałem jak szlocha. Pozwoliłem sobie oderwać się od niej.
- Wszystko będzie dobrze. - pocałowałem jej czoło
- Nie będzie. Ścigają go...
Płacz znów jej przerwał. Cofnęła się kilka kroków i oparła o drzewo.
- Za co ? - zdziwiłem się
- Za narkotyki. - ledwo co to powiedziała
Stanąłem jak wryty. Narkotyki ?! Że co ?! To dlatego Gabrielle mówiła o nim tyle złych rzeczy !
- Wszystko będzie dobrze. - powtórzyłem
Podszedłem do niej i ponownie pozwoliłem, aby zatopiła się w moich ramionach.
*Charlotte*
O nie ! Powiedziałam mu ! .. nie zna jeszcze całej prawdy.. Ale nie mogę mu tego powiedzieć ! Jak to będzie wyglądało ?! Cześć Nathan ! Mam na imię Charlotte, jestem w Tobie zakochana do szaleństwa, przez co zerwałam z chłopakiem-dilerem, który karmił mnie narkotykami przez ostatnie dwa lata ! Tak, tak. Ćpałam ! Ale moi rodzice o tym nie wiedzą ! Są zbyt idealni. Wiesz jak to wszystko mnie teraz boli ?! Jak trafiłam do szpitala, Marcus musiał okłamać wszystkich, że nie mam rodziny i jedyną osobą jaka mi została jest on sam ! O mało co nie umarłam od narkotyków ! Znowu zaczęłam ćpać i ... poznałam Ciebie ! A teraz chowamy się w lesie przed policją, która goni mojego ... byłego (?!) , a ja chcę tylko Cię znowu pocałować ! Bożeee ... nie chciałabym wiedzieć, co by sobie o mnie pomyślał ...
W pewnym momencie usłyszałam jakby ciche Kocham Cię w tonacji jego głosu. Powoli spojrzałam mu w oczy, na usta, i tak jeszcze kilka razy raz na to, raz na to. Czułam, że zaraz nie wytrzymam. Że rzucę się na niego i zabiję tymi pocałunkami.
Powoli zbliżyłam się do niego i pocałowałam w policzek. Już sekundę później pożerałam jego język.
Koniec ! Z rozmyśleń wyrwał mnie pisk opon i ostre odgłosy syren radiowozów. Chwyciłam Nathana za szyję i pociągnęłam za sobą na ziemię. Los chciał, że wylądował na mnie ! Kiedy te hałasy zdawały się być daleko od nas, przemówił z uśmiechem
- A to co ? Jakieś karate, czy masz potrzeby ?
- Ughh .. jakbyś chciał już koniecznie wiedzieć - wstałam i zaczęłam otrzepywać się z liści - to próbuję uratować Ci życie.
Popatrzyłam na niego z pogardą.
- Dobrze. Rozumiem i dziękuję. Masz tu ... liścia. - znów uśmiech i ściągnął mi z dekoltu mały jesienny listek w kolorze wyblakłej żółci.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wie...
Niestety, a może na szczęście, nie dokończyłam zdania, bo pan Sykes mnie pocałował. Nie cieszyłam się tym długo, ponieważ poczułam wibracje w kieszeni. Odrywając się od niego wyjęłam z niej komórkę i od razu odebrałam.
*Oscar*
- Charlotte Julie Davies ! - krzyknąłem do słuchawki - Gdzie Ty jesteś ?! Ja i Gabrielle się martwimy !
- Przepraszam braciszku. Powinnam była zadzwonić, ale przyjechała policja i ..
- POLICJA ?! Czemu nic nie powiedziałaś ?!
- Idiota... - dodała szeptem
- Co ?! Coś przerywa ! Powtórz !
- No mogłam.
- Musiałaś ! Gdzie jesteś ? Zaraz po Ciebie przyjedziemy.
- Nie trzeba. Nathan mnie odprowadzi.
- Jak chcesz. Dzwoń jeśli coś będzie się działo.
- Dobrze.
Kiedy tylko odłożyłem słuchawkę zaczęła się rozmowa z Gabbi
- I ? - pytała
- Nie wiem gdzie jest. Wiem tylko, że pod dom Marcusa przyjechała policja. Zwiał..
- Skąd wiesz ?
- Zawsze ucieka, oni go gonią, później gubią, a on wraca do porządku dilera.
- EJ ? - ujęła moją twarz w swoje delikatne dłonie - Nie martw się nim. Teraz jesteśmy tylko ja i Ty. - pocałowała czubek mojego nosa
- Kocham Cię. - powiedziałem z uśmiechem
- Ja Ciebie też.
*Charlotte*
Nie mogę uwierzyć ! Znamy się dwa dni, a już trzymamy się za ręce w drodze do mojego domu ! Niesamowite !
- Muszę Ci coś powiedzieć i sądzę, że jest to dobry moment również na przeprosiny. - spojrzał na mnie pytająco - Chcę Ci wyjawić prawdę o mojej przeszłości i trochę teraźniejszości. - spuściłam wzrok - Ja ... ja coś do Ciebie czuję.... i nie chcę, żebyś uciekł, kiedy powiem Ci co robiłam. - łzy napłynęły mi do oczu, a moje policzki strasznie piekły
- Nie ucieknę. Obiecuję. - to ostatnie słowo wypowiada szeptem i podnosi moją twarz delikatnie łapiąc za podbródek
- Nathan ... ja ... ja brałam narkotyki.
Spojrzałam mu w oczy, a on spuścił ręce i oddalił się ode mnie na krok. Wiedziałam ! Ughh ! Idiotka ze mnie !
- Co ?!
- Marcus ... on .. jest dilerem ... i on ... on mi dawał te narkotyki.
- Co ?! - powtórzył
- Kiedyś .. kiedyś to była moja ucieczka od problemów, jak i moje zajęcie w czasie wolnym.
- Dużo miałaś tych kłopotów ?
- No właśnie niewiele
- A czasu ?
Moje milczenie można było uznać za dwa wybuchowe słowa `Masakrycznie dużo!`
Panie i panowie ! Właśnie beznadzieja Charlotte zmarnowała swoją szansę u chłopaka, bo była narkomanką !
Dobra ! Bez paniki ! Momencik ..
- Muszę sobie wszystko przemyśleć. - Nath zrobił jeszcze kilka kroków do tyłu i w końcu zniknął na tle południowego słońca.
Stałam i patrzyłam jak się oddala. Mój wzrok był pusty. Zdawało mi się, że moje tęczówki nabierają szarego, przezroczystego koloru... w ogóle nie miały koloru ... dopóki nie usłyszałam trzasku i pisku opon.
- Nathan !!!! - zdążyłam jedynie krzyknąć...
Subskrybuj:
Posty (Atom)