sobota, 13 października 2012

Rozdział 14

*Charlotte*
Otwieram oczy i widzę Nathana z uśmiechem na twarzy. Ale on ciągle ma zamknięte oczy !
- Nathan ? - zaczynam szeptać - Nath ? Jaja sobie ze mnie robisz ? No ja tu ryczę a Ty ... - nie mogę dokończyć
Pan Sykes rzuca się na mnie mimo wysiłku, jaki sprawia mu ruch.
- Ty idioto ! Co za koleś ! Teraz ja wylądowałabym w szpitalu na zawał !
- Spokojnie. - przyciąga mnie do siebie i składa na ustach namiętny pocałunek - Kocham Cię. - dodaje szeptem na co ja tylko się uśmiecham
- Muszę zadzwonić do mamy. Wyszłam bez słowa z domu.
Sięgam po telefon. Jednak moja mama jest szybsza.
- Tak mamo ? - odbieram
- Gdzie jesteś ?!
- W szpitalu.
- Co się stało ?!
- Nic. Jestem u kolei. Miał wypadek.
- Tylko mi nie mów, że pędził jak szalony na motorze.
- Nie. On... powiem Ci w domu.
- No dobrze. - wzdycha - Kiedy będziesz ?
- Jakoś na obiad ?
- Dobrze. Do widzenia.
- Do widzenia, mamo.
Nathan patrzy na mnie z miną 2-letniego dziecka.
- Co ?
- Zabierz mnie na obiad ! Tutaj mają ohydne żarcie !
- Nie mogę.
- Dzisiaj i tak mnie wypisują. Błagam !
- Dzisiaj ?!
Nath nic nie odpowiada, tylko wskazuje na spakowaną torbę z Nike.
- Ale się cieszę !
Rzucam mu się na szyję. Po chwili słyszę cichutkie `auć`, więc zwalniam uścisk.
- O rety ! Udusisz mnie z tej miłości.
Kiedy prezentuje jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, całuję go delikatnie. Wtedy wchodzi lekarz :
- Dzień dobry panie Sykes. O ! Widzę, że ma pan gościa.
- Tak. - odpowiadam nieśmiało - Czyli mogę go zabrać do domu ?
Zabrzmiało to tak, jakbyśmy ze sobą mieszkali. Charlotte poćwicz nad słowotokiem.
- Jeszcze tylko jedno badanie. Zajmie to około 30 minut.
- Dobrze, poczekam. Tylko szybko mi go oddajcie.
- Spokojnie, cierpliwości.
Lekarz pomaga Nathanowi wsiąść na wózek i kiwając mi na pożegnanie, Nath znika za drzwiami.
Po godzinie zaczynam się martwić, że nie wraca. Dzwoniłam do Oscara, powiedział, że poszedł z Gabrielle w jego sekretne miejsce. Wow ! Jemu serio zależy na tej dziewczynie !
W końcu ! Drzwi się otwierają, a w nich stoi Nathan z kulami w rękach i uśmiechem na twarzy. Jest już ubrany. Ma na sobie miodowe spodnie opuszczone w kroku, biały t-shirt, czarną bejsbolówkę i czapkę beenie. Wygląda jak zawsze świetnie. Uśmiecham się i pomagam mu dokuśtykać do łóżka. Ma nogę w bandażach. Podobno lekkie zwichnięcie i nie musi mieć gipsu.
Kiedy już wszystko jest naszykowane, biorę torbę Nathana. Jest leciutka, tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Drugą ręką chwytam jego dłoń.
- Jak już mamy z tego wyjść, to razem. - mówię
Uśmiechamy się do siebie. Wychodzimy ze sali. Idziemy długimi, wąskimi, biało-niebieskimi korytarzami szpitala. Kiedy z niego wychodzimy, dostrzegam auto mojego szofera. Podchodzę, ale za kierownicą widzę....

4 komentarze:

  1. niee, jak mozesz urywać w tym momenciee ? ; oo
    pff!
    Ale rozdział taki miły i pozytywny. ^^
    Świetny. Weny, chodź i tak dobrze piszesz. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na nexta..;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozytywny rozdział
    Jak można kończyć w takim momencie.?
    Czekam na następny ;P
    Weeny

    Zapraszam również do mnie
    http://ifoundyoustoryofthewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń